Drauzio Varella, Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie w Brazylii, Czarne, Wołowiec 2014, 263 s.
Carandiru – miejsce, które okryło się złą sławą. Największe
więzienie w Brazylii, uznawane za jedno z najsurowszych na świecie. Drauzio
Varella poznał Carandiru, gdy przez ponad dekadę z poświęceniem pomagał
powstrzymać rozprzestrzeniającą się w więzieniu epidemię AIDS. Jego pacjenci,
często uzależnieni od narkotyków i bez wahania zdolni zabić nawet najlepszego
przyjaciela, odsłaniali przed nim tajemnice bloków więziennych i reguły
przetrwania w tym „samorządnym”, prowadzonym przez wspólnotę starych więźniów
mikrokosmosie.
A ja zacznę od czepiania się.
Bo szkoda, że nigdzie nie zaznaczono, że tego największego brazylijskiego
więzienia już nie ma, że zostało zburzone pod koniec 2002 roku. I chociaż
Drauzio Varella napisał książkę w roku 1999, to przecież wydana w Polsce
została dwa lata temu i informacja, że Carandiru już nie istnieje, byłaby
postawieniem kropki nad i. Ja wiem, że jest internet, że się można w sieci
wiele dowiedzieć, ale to nie znaczy, że nie można poinformować czytelnika o
stanie faktycznym.
I z czepiania się to by było
tyle. Bo sama książka jest mocna. Owszem, czuć tu brak reporterskiego pióra,
teksty są czasem aż nazbyt suche. Ale zważyć trzeba, że pisał to lekarz, który
przy wszystkim, co widział i słyszał, musiał jeszcze pamiętać o tym, że obowiązuje
go tajemnica lekarska i nie wszystko może przekazać. Zresztą to, co napisał już
wystarcza na wyrobienie sobie sądu o tym więziennym molochu, gdzie średnia
liczba więźniów wynosiła w czasie, gdy pracował tam Varella, około siedmiu
tysięcy.
Carandiru przypominało
piekło. Ponure betonowe klocki z dziesiątkami okiem, liche spacerniaki i
malutka oaza zieleni, która była namiastką namiastki tego, co skazańcy
pozostawili na wolności. Varella spotykał się z nieufnością nie tylko ze strony
więźniów, ale i strażników, którzy uważali go za osobę związaną z organizacją
broniącą praw człowieka. Tymczasem w więzieniu istniało tylko prawo więzienne.
Wcale nie zamierzam bronić osadzonych tam bandytów, ale jak można mówić o
resocjalizacji w miejscu, gdzie przepełnione cele stanowiły siedlisko epidemii,
przemoc rodziła przemoc, rządy sprawowali notoryczni przestępcy i nie było mowy
o chwili prywatności. Najgorszym miejscem w więzieniu był Loch, miejsce
odosobnienia dla więźniów, na których inni wydali wyrok śmierci. „Ponure
miejsce, naznaczone świerzbem, wszami i karaluchami wyłażącymi z rur. Nocą po
opustoszałym korytarzu przechadzają się szare szczury.”[1] Jeśli
to nie było piekło końca dwudziestego wieku, to co nim było? Degeneracja
przebywających w Lochu mogła tylko postępować podsycana strachem o własne
życie. Cele skazanych na śmierć, gdzie tłoczyło się po czterech, pięciu
mężczyzn wyglądały z kolei tak: „Brak wody, zatkana kanalizacja, pęknięte rury,
zacieki i grzyby na ścianach i podłogach są tu powszechnym zjawiskiem. Ze
względu na warunki zdarza się, że niektórzy więźniowie spędzają całą noc na
stojąco, z butami tkwiącymi w kałuży.”[2]
Bez komentarza.
Varella nie kreuje się na
osobę wszechwiedzącą, opisuje natomiast jak dzień po dniu musiał się uczyć i
opracowywać zasady postępowania, aby nie robiono z niego kretyna (jak sam
pisze). Więźniowie nie liczyli na pomoc ani współczucie. Lekarz był kolejną
osobą, którą można było wykorzystać, żeby zdobyć dodatkowe leki, miejsce w
mniej przeludnionej celi czy szpitalu. Nie ma wśród bohaterów opisywanych przez
niego ludzi, których do których można poczuć sympatię, no bo jak czuć sympatię
do gwałciciela, narkomana lub mordercy? Varella ukazuje mało znaną twarz
Brazylii, daleko od karnawałowych tańców czy piaszczystych plaż. To twarz
degeneracji, biedy, pozbawiona wyrzutów sumienia i skruchy. Twarz zastygła po
upaleniu się krakiem.
Powtarzam: mocna lektura.
Moja ocena: 5
[1]
D. Varella, Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie w
Brazylii, Czarne, Wołowiec 2014, s. 9.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz