poniedziałek, 21 marca 2016

Sophie Hannah „Twarzyczka“ aka „Buźka”

Sophie Hannah, Twarzyczka, G+J, Warszawa 2009, 470 s.

Alice Fancourt po raz pierwszy wychodzi z domu bez swojego dwutygodniowego dziecka. Po dwóch godzinach wraca i zastaje męża śpiącego w łóżku na piętrze. Koszmar zaczyna się, kiedy wchodzi do pokoju córeczki. Oświadcza, że niemowlę nie jest jej dzieckiem. Mąż oskarża żonę o kłamstwa albo utratę zmysłów. Zostaje wezwana policja. Za kilka dni ma być przeprowadzony test DNA. Ale matka wraz z dzieckiem znikają. Rozpoczyna się śledztwo.

Sophie Hannah znana jest polskim czytelnikom głównie jako osoba odpowiedzialna za wskrzeszenie (na życzenie spadkobierców Agathy Christie?) postaci Herkulesa Poirota. Przyznam, że „Inicjałów zbrodni” nie czytałam i chyba nie będę czytać. Jednak kryminały Hannah, w których głównymi postaciami są Simon Waterhouse i Charlie Zailer to już zupełnie inna bajka. Powiedziałabym, że nawet całkiem dobra bajka, chociaż część pierwsza: „Twarzyczka” (wznowiona ostatnio jako „Buźka”) jest zdecydowanie najsłabsza.
Cała intryga opiera się na tym, że młoda matka uznaje, że podmieniono jej dziecko. Wszelkie zdjęcia zrobione tuż po porodzie – zniknęły i prawdziwość jej słów może tylko potwierdzić test DNA. Bez testu jest słowo matki przeciwko słowu ojca dziecka, który uznaje żonę za histeryczkę. U Sophie Hannah równie istotny, jak sam pomysł, są związki między bohaterami i emocje, które im towarzyszą. Powiedziałabym nawet, że bez tego nie byłoby książek Hannah. Sprawą Alice Fancourt zaczyna się interesować tyleż inteligentny, co zamknięty w sobie Simon Waterhouse, który z czasem zaczyna nawet czuć coś więcej do zdesperowanej matki. Sam musi współpracować z Charlie Zaidler, która swego czasu próbowała go uwieść i skończyło się to koszmarnym upokorzeniem. Pozostali policjanci są równie barwnie opisani, a nad wszystkimi nimi czuwa szef-półgłówek, który najchętniej wykopałby Waterhouse’a na drugi koniec Anglii, ale nie może, bo konstabl jest jedynym osobnikiem na komisariacie, który ma instynkt. Tak to z grubsza wygląda, plecie się chwilami przydługo, ze szczegółowymi opisami sytuacji osobistej i konstabla, i Alice.
Akcja zaczyna przyspieszać gdzieś w połowie książki. Trochę późno. Ale od tej pory Hannah logicznie i przebiegle prowadzi czytelnika pomiędzy meandrami ludzkich skrzywień i dewiacji. Nagle wszyscy ukazują swe prawdziwe twarze i prawdziwe motywy.
Debiut średnio udany, za to kolejne książki wynagradzają to ciut nudne wprowadzenie do serii.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz