W „Noc jest moją porą” akcja w zamierzeniu miała być podniecająco klaustrofobiczna – od początku było bowiem wiadomo, że zbrodnie popełnia jeden z czterech głównych bohaterów. Ale Clark podrzucając fałszywe tropy, przekombinowała. Gdzieś w środku opowieści zaginęły relacje jednego z facetów. I ta daam… facet okazał się być psycholem. Do tego nieporadnym i dziwnie partackim. Na przestrzeni dwudziestu lat mężczyzna potrafił zabić kilka kobiet i nie pozostawić po sobie śladu, a wraz z rozpoczęciem akcji książki popełnia on wręcz podręcznikowe błędy.
Nużąca lektura przeładowana z jednej strony bezmyślnym zabijanie, z drugiej – całkowicie dyletanckim podejściem do psychologii zbrodni. Przetrzymywanie przy życiu osoby, której powinno się jak najszybciej pozbyć trąci już zupełnym idiotyzmem. Nędza.
Moja ocena: 3
Nużąca lektura przeładowana z jednej strony bezmyślnym zabijanie, z drugiej – całkowicie dyletanckim podejściem do psychologii zbrodni. Przetrzymywanie przy życiu osoby, której powinno się jak najszybciej pozbyć trąci już zupełnym idiotyzmem. Nędza.
Moja ocena: 3
* * *
„Jesteś tylko moja” – prawniczka przekwalifikowana na psychologa Susan Chandler prowadzi w radiu audycje. Pewnego dnia porusza temat zaginionych kobiet. Tym samym staje się celem mordercy, który niemalże od pierwszych kart opowieści pragnie pozbyć się dociekliwej psycholożki, bo wydaje mu się, że powiedział jej zbyt dużo. (Clark znowu stara się ukazać sylwetki kilku mężczyzn, żeby czytelnik sam starał się rozwikłać zagadkę.)
Panna Chandler porusza lawinę, a morderca dostaje nagle małpiego rozumu: zaczyna zabijać wszelkich potencjalnych świadków, którzy nie wydawali mu się groźni przez ubiegłe lata. Krew leje się gęsto i w większości przypadków – bezsensownie. A na koniec, po wszelkich wyjaśnieniach i tak można zachodzić w głowę, co też już na początku książki tak bardzo zaniepokoiło główną bohaterkę.
Kolejny produkt masowy klasy B/C. Moja ocena: 3
Panna Chandler porusza lawinę, a morderca dostaje nagle małpiego rozumu: zaczyna zabijać wszelkich potencjalnych świadków, którzy nie wydawali mu się groźni przez ubiegłe lata. Krew leje się gęsto i w większości przypadków – bezsensownie. A na koniec, po wszelkich wyjaśnieniach i tak można zachodzić w głowę, co też już na początku książki tak bardzo zaniepokoiło główną bohaterkę.
Kolejny produkt masowy klasy B/C. Moja ocena: 3
* * *
„Zanim się pożegnasz” jest w sumie niezła. Ale znowu mamy samotną kobietę, która odwala czarną robotę za policję. Nell MacDermontt traci w wypadku męża, jednocześnie zaś pamięta, że duchy (sic!) jej babci i rodziców przyszły się pożegnać w chwili śmierci, a mąż nie. Niedobry. Nell MacDermontt ma startować w wyborach do Kongresu, czemu jej mąż się stanowczo sprzeciwiał, a jednak nagle staje przed coraz większą liczbą zagadek. Pomocą psychiczną służy jej osiemdziesięcioletni dziadek (były kongresmen) i jego siostra – fanatyczka spirytyzmu. Reszty można się domyślić.
Ciekawi mnie tylko jedno: skąd autor notki na okładce książki wiedział, że Cornelius MacDermontt był republikaninem, skoro w książce nie pada słowo o tym, do jakiej partii należy???
Moja ocena: 4
Ciekawi mnie tylko jedno: skąd autor notki na okładce książki wiedział, że Cornelius MacDermontt był republikaninem, skoro w książce nie pada słowo o tym, do jakiej partii należy???
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz