Sięgając po „Trzynastą damę” (2004) dobrze jest znać greckie muzy. Taka moja rada skromna jest. Wówczas czytanie o Salmonie Rulfo i jego przygodach łatwiej nam przyjdzie skojarzyć pewne fakty. Jest to jedna z najsmutniejszych i najbardziej okrutnych książek Somozy. Owszem, mamy tajemnicę, ale widzie nas ona do lasu cierni, o które możemy się tylko pokłóć. Jednocześnie, autor ukazuje grozę poezji, epatuje okrucieństwem i pokazuje skutki nieposłuszeństwa, czy też nadmiernej dociekliwości. Ta książka ocieka krwią, a jednak fascynuje. Ukazuje, że poezja może również ociekać krwią, a nie być efektem zapatrzenia w księżyc i zasłuchania w ćwierkające słowiki.
Moja ocena: 5
Moja ocena: 5
* * *
W międzyczasie kilka powieści Somozy opuściłam. Dopiero kupiłam „Zygzak” (2007). Na pierwszy rzut oka można przyznać, że Hiszpan się skomercjalizował. Stworzył powieść bez podtekstów filozoficznych, zamieniwszy je na naukę. Na fizyce się nie znam (i nie chcę się znać, podobnie jak nigdy nie będę chciała się uczyć niemieckiego), ale to co pisał było łatwe do przełknięcia i ciekawe. Jednocześnie miałam odczucia jakbym czytała Vonneguta wyprutego z jego absurdalnego poczucia humoru. Zamiast tego znowu była nienawiść i niespełnione nadzieje. Jest to najłatwiejsza do „przełknięcia” z książek Somozy, świetnie się czyta i wbrew innym opiniom wcale się nie dłuży. Brakuje tylko tego tchnienia filozofii, zabawy z czytelnikiem, który tak mnie wcześniej u Somozy ujął.
Moja ocena: 5
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz