M. polecił mi książkę. Skończyłam Goddarda i zaczęłam tę „zachwalaną”: „Ja” Yanna Martela. Już zgrzytam zębami. Ta wyimaginowana autobiografia zaczyna się plastycznym opisem kupy w nocniku (mdłości), potem są kolejne przemyślenia, a potem… no właśnie… epistola non erubescit, ale czy naprawdę trzeba raczyć czytelnika dwiema stronami, które zaczynają się następująco: „Dziś zdumiewa mnie skłonność do torturowania żywych stworzeń, jaką zdradzałem w dzieciństwie.” Dalej następuje istne pandemonium wiwisekcji (mdłości).
Jakby tego było mało niechcący zerknęłam na skrzydełko książki. Kogoś, kto streścił książkę w celach reklamowych, powinno się wywalić, bo bez żenady wywala istotny, acz niesamowity szczegół.
Nic to, jak mawiał Wołodyjowski, przeczytam „Ja”, a przynajmniej mam taką nadzieję. Myliłam się. Po zdegustowaniu pierwszymi stronami „Ja” Martela, wczytuję się w kolejne słowa z coraz większą przyjemnością. Całość co prawda trąci trochę pisarstwem Johna Irvinga, ale przynajmniej Martel pisze ciekawie i dowcipnie.
Główna idea powieści to transformacja człowieka we wszelkiej postaci: dorastanie, edukacja, przekonania, seksualność. Narrator pochodzi z Kanady i tym samym ukazuje wszelkie („ważne, chociaż drobne”) różnice pomiędzy Kanadyjczykami, a ich południowymi sąsiadami. To istotne, szczególnie w świecie, gdzie Ameryka Północna wydaje się być synonimem Stanów Zjednoczonych.
Czuję się oczarowana, zachwycona i chcę jeszcze!!!
Dobra, pełna emocji książka. Zaskakujący sposób widzenia świata i niezwykły koniec. Czego chcieć więcej?
Zaczynam szukać „Życie Pi”.
Moja ocena: 5.5
Moja ocena: 5.5
* * *
Martel Yann; Ja;
Martel Yann; Ja;
Uświadomiłem sobie, że w mojej głowie odzywa się jakiś głos. Co to takiego, zastanawiałem się. Kim jesteś, głosie? Kiedy wreszcie się zamkniesz? Pamiętam uczucie strachu. Dopiero znacznie później zdałem sobie sprawę, że tym głosem były moje własne myśli i że tamten moment niepokoju był pierwszą wskazówką, iż jestem nieustającym monologiem, zamkniętym wewnątrz siebie.
Martel Yann; Ja;
Gdybyście mnie wtedy zapytali, czym jest miłość, opisałbym ją jako głęboki, dręczący głód z gorzkim posmakiem żądzy w centrum; powiedziałbym też, że miłość była moim ulubionym uczuciem, chociaż znałem ją dużo gorzej niż samotność, rozpacz i frustrację.
Martel Yann; Ja;
Pamięć jest jak klej – przytwierdza cię do różnych rzeczy, nawet do tych, które wcale ci się nie podobają.
Martel Yann; Ja;
Podróże w pojedynkę przypominają długie, wydłużające się w nieskończoność sny na jawie. Ogląda się widoki, obserwuje ludzi, podziwia scenerię, ciągle, we własnym czasie i tempie wymyślając własne towarzystwo i własne scenariusze. Jest to jedyny sposób odbywania podróży, oczywiście jeśli ktoś potrafi znieść stałą samotność, czego ja często nie potrafiłem.
Martel Yann; Ja;
Konieczność jest matką tolerancji.
Martel Yann; Ja;
Dziś zdumiewa mnie nie to, ile zapomniałam, ale jak niewiele chcę pamiętać.
Martel Yann; Ja;
Tylko kiedy jesteśmy młodzi albo mieszkamy w pobliżu wulkanu, możemy wyrwać swoje dotychczasowe życie z korzeniami w niecałe trzy godziny.
Martel Yann; Ja;
Upokorzony, udręczony człowiek ciągle się potyka, ciągle upada i zsuwa się w dół po zboczu. Staje się podejrzliwy nie tylko wobec innych, ale także wobec siebie, wobec swojego ciała. Żyje w strachu, który nigdy go nie opuszcza, nigdy, nawet na chwilę. Jego ciało staje się obcym tworem, którego nie można kontrolować, często wymiotuje, stale się przeziębia i łapie infekcje. Nękają go migreny. Sen traktuje jak wrogie terytorium, zamieszkałe przez najgorsze lęki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz