czwartek, 20 października 2011

Thomas Mann „Czarodziejska góra”

Palce i oczy same się rwały do książki, tak chciałam się dowiedzieć na ile gorączkuje Hans Castorp. Myśl na dziś: czarodziejskość Davos polegała na tym, że przyjezdny zdrowy hospitant zapadał w sanatorium na gruźlicę. Hmmm… ale książkę czyta się bajecznie szybko i przyjemnie.
Skończywszy „Czarodziejską górę” pomyślałam, że powinnam przeczytać ją jeszcze raz, bo wydaje mi się, że w końcu załapałam o co chodzi. A było ciężko chwilami, bo powieść Manna nijak ma się do obecnych „produkcyjniaków” z jednej sztancy.
Pierwszym skojarzeniem był dla mnie dialog z… „Ani na uniwersytecie” Lucy Maud Montgomery:
„ – Co czytasz Aniu?
- „Klub Pickwicka”.
- Zawsze przy tej książce jestem głodna – rzekła Iza. – Ciągle tam mówią o jedzeniu. Wszyscy bohaterowie zajadają stale szynkę, jajka i popijają ponczem. Zazwyczaj po przeczytaniu jednego rozdziału muszę się trochę posilić. Ale właśnie przypomniało mi się, że jestem w tej chwili śmiertelnie głodna.” 
Dokładnie tak samo i ja się czułam czytając powieść Manna. Pięć sutych posiłków dziennie Mann opisywał z pietyzmem podczas pierwszego dnia pobytu Hansa Castorpa w „Berghofie”. Ale już zupełnie odleciał opisując pierwszą z wielkich uczt (sześciogodzinną!), którą zarządził Myheer Pepperkorn (t. II). Czytałam to w nocy i aż się skręcałam z głodu :). Zaczęto skromnie: od trzech butelek białego Chablis rocznik 1906 i słodyczy, suszonych owoców i cukierków, słonych i makowych precelków. Znowu zamówiono trzy butelki.  A potem Pepperkorn stwierdził, „że trzeba jeść, porządnie jeść” i zamówił: mięso, wędliny, ozór, gęsinę, pieczyste, kiełbasę i szynkę – „półmiski pełne przysmaków, garnirowane kulkami masła, rzodkiewką i pietruszką, co upodabniało je do wspaniałych klombów kwietnych.” Dla ekscentrycznego samowładcy było to za mało i wkrótce zaczął się domagać ciepłej potrawy. „Zażądał omletów dla siebie i swoich – dobrych omletów z drobno siekaną jarzyną…” i holenderskiej jałowcówki, a potem szampan: „trzy butelki, marki Mumm et Co. Cordon rouge, très sec; do tego petit fours, wspaniałe, stożkowatego kształtu ciasteczka, oblane barwnym lukrem, z najdelikatniejszego ciasta biszkoptowego, nadziewane kremem czekoladowym i pistacjowym.” Po szampanie podano kawę „mocca double”, ponownie jałowcówkę i „czymś słodkim a ostrym, Apricots-brandy, Chartreuse, Crème de Vanille oraz Maraschimo dla dam. Później podano ostre filety z ryb i piwo, a wreszcie herbatę chińską i rumianek.” Sobie i Castorpowi i Mme Chauchat, Myheer zamówił lekkie szwajcarskie i musujące wino.
A mnie ściskało z głodu :)
Mann skupił się jednakże nie tylko na jedzeniu, ale też na istocie walki o duszę Castorpa. „Kataryniarz” i mason Settembrini walczył z jezuitą Leonem Naphtą o to jak powinien postrzegany być świat, czym jest kościół, czym pedagogika i hermetyzm. Chory jezuita opływał we wszelkie dostatki, był przy tym błyskotliwym, acz ślepo zapatrzonym w porządek boski semi-klechą uważającym wszelkie kościelne kroki za jedynie słuszne. Był też desperatem i typowym neofitą, który potrafi obrzydzić wiarę tym, którzy się wahają. A jednak nie można mu było odmówić inteligencji w szafowaniu sofizmatami, których pragną ludzie ślepo wierzący. Rozmowy te, jak mi się wydaje, nie miały na celu przekabacenia czytelnika, lecz raczej – umocnienia w jego przekonaniach.
A teraz clou, gwóźdź książki, teza: Hans Castorp (znamienne, że był silnie związany ze swym kuzynem Joachimem Ziemssenem, wojskowym z powołania): siedem lat strawił na chorobie, by w końcu zastąpić zmarłego na polu walki Wielkiej Wojny. I tu lęgnie mi się jeszcze jedna konkluzja: podziwiamy pilotów i marynarzy, zaś „zwykłych” żołnierzy, żołnierzy piechoty, traktujemy zazwyczaj jako „ten gorszy gatunek”, a przecież to oni usieli przedzierać się przez okopy, wymijać grad kul i burzę granatów. Koniec „Czarodziejskiej góry” przypomniał mi bezsensowne bohaterstwo i walkę „Pokuty” Iana McEwana.
I zastanowiłam się… czy zaistniała szansa aby Hans Castorp stanął oko w oko z Robbie’m Turnerem? I czy coś by z tego wynikło? Dwie różne wojny i dwóch tak różnych bohaterów…
I jeszcze słowo o tłumaczeniu i redakcji: najwyższa klasa. Kilka literówek, może pięć na ponad osiemset stron książki… Tłumacz wszelkie wątpliwości rozstrzygał w przypisach co niewątpliwie pomogło w lekturze powieści. Brawa dla Józefa Kramsztyka za tłumaczenie!
Moja ocena: 6

* * *

Mann Thomas; Czarodziejska góra;
(…) choroba jest wyuzdaną formą życia.

Mann Thomas; Czarodziejska góra;
Nie pojmuję, jak można nie palić; kto nie pali, dobrowolnie pozbawia się, że tak powiem, najlepszej cząstki życia, w każdym razie wielkiej przyjemności! Budząc się już się cieszę, że w ciągu dnia będę mógł palić, a przy jedzeniu znów się na to cieszę, nawet mogę powiedzieć, oczywiście z pewną przesadą – że jem tylko po to, aby później zapalić. Ale dzień bez tytoniu byłby dla mnie szczytem szarzyzny, byłby dniem zupełnie pustym i bez żadnego powabu, a gdybym musiał sobie rano powiedzieć: dzisiaj nie ma nic do palenia – sądzę, że nie znalazłbym wcale odwagi, żeby wstać, słowo daję, że zostałbym w łóżku. Bo widzisz: jeżeli się ma dobrze palące się cygaro, naturalnie, nie powinno mieć dodatkowego dopływu powietrza, ani źle ciągnąć, bo to jest nad wyraz przykre – jeżeli się więc ma przy sobie dobre cygaro, to się jest właściwie kompletnie bezpiecznym i literalnie nic się nie może przytrafić. Zupełnie tak samo, jak się kiedy leży nad morzem – leży się wtedy właśnie nad morzem i nie pragnie się niczego więcej, ani pracy, ani rozrywki.

Mann Thomas; Czarodziejska góra;
Wydaje nam się, że jest rzeczą moralniejszą, zgubić się samemu, a nawet dopuścić do zupełnej swej zagłady, niż zbytnio troszczyć się o siebie. Wielcy moraliści nie byli wcale ludźmi cnotliwymi, lecz śmiałkami, którzy nie cofali się przed złem, ludźmi występnymi, wielkimi grzesznikami, którzy nas uczą chrześcijańskiej pokory wobec zła.

2 komentarze:

  1. Ta książka zaczarowała mnie do tego stopnia, że pojechałem odwiedzić miejsca, w których rozgrywa się jej akcja - patrz tutaj - http://ewamaria030qra.blox.pl/2012/07/Pielgrzymka-do-Czarodziejskiej-Gory.html . Hans Castorp na froncie , twarzą w twarz z Robbie Turnerem? Kapitalne skojarzenie. Mnie przychodzil do głowy scenariusz, w którym spotyka się w bitwie pod Tannenbergiem (Grunwaldem) z mężem Kławdii.
    Osobna sprawa, to ten entuzjazm wojenny w wojnie, którą historia i literatura uznały za bezsens. To odzwierciedlanie wczesnych pogladów T. Manna, który w pierwszych dniach wojny głosił, że jest to dziejowa misja namaszczonyego przez Boga cesarza. Potem zmienił poglądy. Fakt, że już po zmianie pogladów przekazuje Castorpowi te wczesne i skompromitowane zaliczam mu na plus jako przejaw uczciwości. Pozdrawiam - Pharlap

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzałam do wpisu o pielgrzymce. Aż mi dech zaparło!
    A jeśli chodzi o poglądy odnośnie Wielkiej Wojny - nie jeden Mann był entuzjastą konfliktu. Nikt się nie spodziewał, że dojdzie do takiej eskalacji zła i przemocy. Poza tym sądzę, że zarówno on, jak i inni Niemcy sądzili, że konflikt ten będzie przypominał wojnę z 1871 roku, kiedy szli niczym pruska burza na Paryż. Nie spodziewali się, że czasy "romantycznych" wojen definitywnie się skończyły.

    OdpowiedzUsuń