piątek, 25 listopada 2011

Iris Murdoch „Przypadkowy człowiek”

Skończywszy „Przypadkowego człowieka” Murdoch byłam przyjemnie zaskoczona! Żadnego „happy endu” w ścisłym tego słowa znaczeniu. Murdoch pokazała na ponad siedmiuset stronach, że miernota zawsze się obroni, ważne, aby miernota wiedziała jak wpływać na ludzi. Austin Gibson Grey to doskonały przykład pasożyta, egoisty i wiecznego cierpiętnika. Od chwili gdy pojawił się na kartkach książki, miałam nadzieję, że Murdoch pozbędzie się go ze szczególnym okrucieństwem, bo takie jednostki mnie mierżą. Pisarka ukazała jednak, że chęci sobie, a życie sobie. A ja już dawno nie czytałam o nikim, kto budziłby mój taki wstręt.
Śmieszy mnie opis powieści, szczególnie wyrażenie, że rozgrywa się ona w środowisku londyńskich intelektualistów. Nie wiem czy trzej intelektualiści to już środowisko? Bo cała reszta bohaterów prezentowała środowisko londyńskich mieszczan wyższej klasy średniej, nawet nie aspirowali do tego, aby udawać, że się interesują czymś poza sobą i pieniędzmi.
Moja ocena: 4
* * *
Murdoch Iris; Przypadkowy człowiek;
W kręgu rodzinnym ludzie częstokroć bezwiednie specjalizują się w zadawaniu strasznego bólu jednym gestem, który sam w sobie może być niewinny.

Murdoch Iris; Przypadkowy człowiek;
Tak właśnie często bywa z obowiązkiem – mówił sobie – spełniającemu zostaje pustka.

Murdoch Iris; Przypadkowy człowiek;
Spokój duszy, brak lęku o przyszłość, brak wszelkiego strachu – oto są składniki szczęścia.

Murdoch Iris; Przypadkowy człowiek;
Kiedy inni znajdują ucieczkę w szaleństwie, najwięcej dostają za swoje ci, co są nieuleczalnie zdrowi na umyśle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz