wtorek, 22 listopada 2011

Jack Kerouac „W drodze”

Kerouac Jack; W drodze;
- Ech, błękit nieba, brachu! – Pokiwał się i zamrugał oczami. Przetarł je. – No i te okna... załapałeś się kiedyś na okno? No to pogadajmy o oknach. Widziałem w życiu naprawdę obłędne okna, które stroiły do mnie miny, niektóre miały zaciągnięte żaluzje i tak do mnie mrugały.

Kerouac Jack; W drodze;
- Płakałem – powiedział Dean.
- Do diabła, przecież ty nigdy nie płaczesz!!!
- Tak mówisz? Dlaczego sądzisz, że nigdy nie płaczę?
- Nie umierasz na tyle, żeby płakać.

Kerouac Jack; W drodze;
Coś, ktoś, jakiś duch ścigał nas wszystkich przez pustynię życia i musiał nas złapać, zanim dotrzemy do nieba.

Kerouac Jack; W drodze;
Jedyne do czego tęsknimy za życia, co każe nam wzdychać, jęczeć, znosić najrozmaitsze rozkoszne mdłości, to wspomnienie utraconego błogostanu, najprawdopodobniej znanego z łona matki, który może się tylko powtórzyć (choć wzdragamy się to przed sobą przyznać) – w śmierci.

Kerouac Jack; W drodze;
Tysiące razy jeździłem tędy stopem – powiedział Dean. – Którejś nocy schowałem się dokładnie za tym drucianym ogrodzeniem, bo nagle, tak zupełnie bez powodu, ogarnął mnie potworny strach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz