piątek, 11 listopada 2011

Orhan Pamuk „Dom ciszy”

„Dom ciszy” Pamuka to świetne czytadło bez jakichkolwiek upiększeń pokazujące czym jest głupota narodowa, ksenofobia i przywiązanie do religii. Czytając wątki Fatmy Darwinoğlu czy też Hasana, nie mogłam się powstrzymać czy to od poczucia politowania (odnośnie upierdliwej, sklerotycznej staruchy), czy też poczucia niedowierzania, że ktoś może być tak głupi (zarozumiały i zadufany w sobie uczeń-narodowiec). Z kolei opowieści Recepa ukazały wielką pokorę w stosunku do życia jakie przyszło mu wieść. Z myśli Faruka wynotowałam sobie kilka zdań o zawodzie historyka. W sumie najnudniejsze i też godne politowania były opowieści Metina myślącego tylko o pieniądzach i Ameryce.
Gdyby zmienić słowa: Turek, turecki, Turcja na: Polak, polski, Polska i gdyby zamiast nazw dań typowych dla Turków, dać polskie dania, to książka równie dobrze mogłaby się dziać i w naszym kraju. Zapatrzenie w religię, niewiara w rzetelny rząd, ciemnota wsi, pragnienie zrealizowania „amerykańskiego snu” i wszechobecne: konformizm i agresja. Pamuk napisał to mając trzydzieści lat. Szkoda, że nikt w Polsce nie wysilił się na powieść, która w postaciach bliskich sobie ludzi streszcza całą naszą złożoność. Zamiast tego mamy zalew czytadeł w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Moja ocena: 5.5

* * *

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Czerpałem radość z przerzucania podartych, pogniecionych, cuchnących pleśnią i pokrytych żółtymi plamami papierów. W miarę czytania zaczynało mi się wydawać, że widzę ludzi, którzy te dokumenty pisali bądź kazali napisać i których życie było w jakiś sposób z nimi związane. Być może nie przyszedłem do archiwum po to, by szukać śladów epidemii dżumy na które — jak sądziłem — natrafiłem w zeszłym roku, lecz dla tej właśnie przyjemności.
Stosy wyblakłych stron zaczynały się powoli przede mną otwierać. Jak po długiej morskiej podróży, gdy uprzykrzająca żeglugę mgła wreszcie ustępuje i nagle oczom znudzonych pasażerów ukazuje się ląd pełen uroczych szczegółów, drzew, kamieni, ptaków, tak w moim umyśle zaczęły się pojawiać nakładające się jedne na drugie obrazy — opowieści o egzystencji innych ludzi. W takich momentach zawsze ogarnia mnie radość i nabieram przekonania, że ta barwna, pełna życia rzecz, jaka ożywa w moim umyśle, to właśnie jest historia. Nie potrafię dokładnie określić, co to właściwie jest. Zresztą szybko znika, pozostawiając po sobie dziwny posmak. I wtedy zaczynam się bać, że ogarnie mnie beznadzieja, i pragnę znów myśleć o tym przemijającym zjawisku.

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Historia to przecież coś innego niż same zdarzenia. Dobrą książkę historyczną od tomu dobrych opowiadań czy dobrej powieści powinno odróżniać coś więcej niż tylko przypisy. Ale co?

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Jaka to dziwna rzecz ta miłość — pomyślałem. Jakby teraźniejszość w ogóle nie istniała! Nieustannie myślę, co mnie czeka w przyszłości, a jednocześnie roztrząsam to, co zdarzyło się w przeszłości, by dokładnie określić znaczenie wszystkich słów i gestów. W dodatku nawet nie wiem, czy ta rzecz, którą te gnojki się chełpią i nazywają miłością, w ogóle istnieje. Ale jakie to ma znaczenie! Byle tylko się skończyły te bezsenne noce, gdy staram się schłodzić rozgorączkowane myśli i rozpalone policzki, przykładając twarz do odwróconej na drugą stronę poduszki.

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Milczeli, patrząc na ogród. Nieco smutni, zatroskani, ale jednocześnie jakby zaciekawieni. Patrzyli, nie dostrzegając ziemi, nie dostrzegając chwastów, które pochłaniały ogród, figowce i świerszcze, jakby patrzyli we własne myśli. Cóż widzicie w tych myślach? Ból, smutek, nadzieję, zaciekawienie, oczekiwanie. W końcu pozostają zawsze te same rzeczy i jeżeli niczego do nich nie dorzucić — gdzie ja to słyszałem? — umysł w końcu pochłania samego siebie, jak ścierające się koła młyńskie. I wtedy wpada się w szaleństwo!

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Poprosiłem o herbatę, zapaliłem papierosa i zacząłem się zastanawiać, na czym polega zawód historyka. To musiało być coś więcej niż tylko pisanie i wiązanie w jedną opowieść różnych faktów. Można by to określić tak: szukamy przyczyny całej masy wydarzeń, następnie wyjaśniamy te wydarzenia za pomocą innych wydarzeń, a potem życia nam nie starcza, by te inne wydarzenia wyjaśnić jeszcze za pomocą innych. Jesteśmy zmuszeni zakończyć pracę w jakimś punkcie, w którym podejmą ją inni, przy czym przystępując do niej, oświadczają, że my wyjaśniliśmy te wydarzenia za pomocą niewłaściwych wydarzeń. Ja postąpiłem tak samo, wspominając w mojej pracy doktorskiej, a później habilitacyjnej, o książkach moich poprzedników. I jestem przekonany, że miałem rację. Każdy niezmordowanie twierdzi, że opowieść była zupełnie inna lub że należy ją objaśniać za pomocą innej opowieści. A te inne, nowe opowieści są im oczywiście znane. Muszą tylko pójść do archiwum i je odnaleźć. I tak w chełpliwych publikacjach, na pompatycznych konferencjach demonstrujemy sobie nawzajem strojne w przypisy i biblioteczne sygnatury własne opowieści, odpieramy wzajemnie ataki i negując historie innych, staramy się dowieść, że nasze są lepsze.

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
W ten sposób zaczęliśmy rozmawiać nie po to, by dojść do jakichś konkretnych wniosków, lecz by przetrzepać wyrazy, stukać jednymi o drugie i wydobywać z nich bezsens ich znaczeń. Ja mówiłem jedno, ona drugie i wydawało mi się, że też mogłem powiedzieć to, co ona, a ona to, co ja powiedziałem chwilę wcześniej. Wyrazy już niczego nie mogły zmienić — nadawały się tylko do tracenia słów i czasu.

Pamuk Orhan, Dom ciszy;
Zamilkli. Tym razem nie dlatego, że nie doszli do porozumienia, lecz dlatego, że zrozumieli, iż tym, co do czego są zgodni, jest dzieląca ich różnica zdań, i wydawali się z tego zadowoleni. Czasem wspólne milczenie dwóch osób znaczy więcej niż rozmowa między nimi. Gdybym i ja miał kogoś takiego, gdybym miał takiego przyjaciela...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz