Carmen Laforet, Złuda, Świat Książki, Warszawa 2007, 270 s.
Wybitna powieść psychologiczno-obyczajowa z akcją w
Barcelonie historia dziewczyny, wchodzącej w dorosłość po Wojnie Domowej
poszukiwanie miłości, radości i sensu życia na barwnym tle Hiszpanii lat
40-tych. Rok 1939. Osiemnastoletnia Andrea przyjeżdża z prowincji studiować w
Barcelonie. Zamieszkuje z rodziną matki. Nowy dom okazuje się smutnym miejscem,
pełnym skłóconych i przegranych ludzi. Prawdziwego życia Andrea szuka więc na
uniwersytecie, wśród swych koleżanek i kolegów... Wartka akcja, świetne
portrety psychologiczne, egzystencjalny ton.
Niektórzy porównują prozę Laforet do pisarstwa Ruiza Zafóna,
co jest błędem, przede wszystkim dlatego że Carmen Laforet żyła i pisała
wcześniej, w okresie, kiedy swe egzystencjalistyczne powieści publikowali
Sartre i Camus. Nieprzypadkowo wspominam o tych dwóch Francuzach, bowiem i do
nich przyrównywana jest Hiszpanka. I faktycznie, styl i ton „Złudy”
przypominają „Drogi wolności” czy „Obcego”, jest w tych książkach głębokie zainteresowanie
życiem ludzkim, jego przemijaniem i smutkiem.
Laforet napisała „Złudę” mając zaledwie dwadzieścia kilka
lat, książka została wydana w 1945 roku, kilkanaście miesięcy po zakończeniu
wojny domowej w Hiszpanii i II wojny światowej. Młoda pisarka przedstawiła
opowieść niezwykle dojrzałą, napisaną pięknym językiem, niepokojącą. Powołała
do życia wielobarwne postaci zmuszone mieszkać ze sobą pod jednym dachem: dobroduszną
babcię, władczą acz skrywającą swe tajemnice ciotkę Augustas, popędliwego wuja
Juana ożenionego z piękną acz prostacką Glorią i nieprzyjazną służącą Antonię.
Dwa piętra nad nimi mieszka zmanierowany neurastenik i jednocześnie drugi wuj:
Roman. Zmuszona do ciągłego przebywania ze sobą, zubożała i nienawidząca się
nawzajem rodzina wydaje się żyć tylko po to, by się kłócić, działać sobie na
nerwy i podsycać niesnaski. Wielkie pokoje toną w kurzu i ciemności. Atmosfera
panująca w mieszkaniu nie sprzyja nawiązywaniu jakichkolwiek bliższych relacji.
Emocjonalna ubogość małżeństwa Juana, zacietrzewienie, obelgi i dochodzące niekiedy
do głosu zauroczenie erotyczne nie sprzyja stabilnemu rozwojowi ich małego dziecka,
o co rodzice zdają się nie dbać skupieni na wzajemnych oskarżeniach.
Nic zatem dziwnego, że Andrea ucieka w samodzielność,
przyjaźń z Eną czy spotkania z innymi studentami czy młodymi artystami.
Dorośleje w przyspieszonym tempie i traci złudzenia: co do własnej rodziny,
własnych marzeń i oczekiwań. Przybywszy do Barcelony była dziewczyną pełną
nadziei i ideałów. Z czasem zmienia się w samotniczkę, wiecznie głodną,
niepewną swego jutra i tego, co ma zrobić ze swoim życiem. Opowieść Carmen
Laforet to świadectwo przyspieszonego spadania z chmur, życia w kraju targanym
wojną domową i przede wszystkim, świadectwo samotności jednostki, egzystencji
pozbawionej złudzeń i perspektyw w nieprzyjaznym świecie. Jest to historia gorzka
i nieprzyjemna, gdzie brak akceptacji przeplata się z pociągiem seksualnym,
gdzie żywiołowość walczy z lękami, a duma – z głodem.
Polecam.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz