Laurence Rees, Auschwitz. Naziści i „ostateczne
rozwiązanie”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, 247 s.
Rees umieszcza historię obozu oświęcimskiego w szerszym
kontekście historii Holokaustu. Jego zdaniem KL Auschwitz nie był w
hitlerowskim państwie instytucją wyjątkową, ale ważnym elementem organizacji,
której celem było „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Autor analizuje
psychikę i rozumowanie kluczowych postaci hitlerowskiego reżimu, ujawnia
nieznane dotąd, wstrząsające fakty z obozowego życia. Wykorzystuje ponadto
dokumenty z otwartych niedawno archiwów rosyjskich, które kwestionują wiele
obowiązujących powszechnie opinii.
Wstęp do książki napisał prof. Władysław Bartoszewski.
Wstęp do książki napisał prof. Władysław Bartoszewski.
Laurence Rees nie jest co prawda historykiem, ale od
dwudziestu kilku lat żywo interesuje się historią II wojny światowej. Zaczęło
się od produkcji filmów dokumentalnych dla BBC, a swoistą kontynuacją stały się
książki o tematyce nazistowskiej. „Auschwitz. Naziści i «ostateczne
rozwiązanie»” to owoc, jak przyznaje sam Rees, piętnastu lat pracy i zajmowania
się historią nazizmu. W odróżnieniu od większości autorów podobnych monografii,
Rees nie poszukiwał wiadomości wyłącznie w archiwach i bibliotekach. Jako
człowiek związany z filmami dokumentalnymi postawił na osobiste spotkania z
ludźmi, wynikiem tego jest przeprowadzenie około stu wywiadów z hitlerowskimi
zbrodniarzami i byłymi więźniami obozu. Ponadto wykorzystał kilkaset wywiadów
przeprowadzonych wcześniej, przy okazji tworzenia programów o Trzeciej Rzeszy.
Rees pisze nie tylko o początkach obozu, ale w ogóle o tym,
w jakich okolicznościach hitlerowcy zdecydowali się na całkowitą eksterminację
jednego z narodów. Pisze też o antysemityzmie w krajach, które po II wojnie
światowej znalazły się bezpośrednio pod rządami Związku Radzieckiego. Polityka
nazistów polegająca na obarczeniu Żydów winą za klęskę Niemiec w I wojnie
światowej przyniosła długofalowe skutki, które widoczne są do dziś. Przed II
wojną światową mieszkańcy miast Polski, Słowacji, Litwy czy Ukrainy żyli mniej
lub bardziej zgodnie pomimo tego, że dzieliła ich narodowość czy wiara.
Prowadzona intensywnie przez hitlerowców polityka antysemityzmu doprowadziła do
nieodwracalnych zmian i postrzegania Żydów jako sprawców nieszczęść nie tylko
Niemiec, ale właściwie całej Europy.
Historia Auschwitz to nie tylko historia przemocy. Jest to
również lekcja wiadomości o zachowaniu ludzi. I nie chodzi tu bynajmniej o
hitlerowców, którzy od lat usprawiedliwiają się, że po prostu wykonywali
rozkazy. Istotne są słowa byłych więźniów, którzy w trakcie walki o przetrwanie
w dramatycznych warunkach zrozumieli, że nikt nie zna samego siebie.
Ekstremalne warunki doprowadzają do ekstremalnych zachowań, odczłowieczenia
osób, które wcześniej uważały się za kulturalne, tolerancyjne i dobre.
Komendantem Auschwitz od początku był Rudolf Höss. Jego
mentalność została ukształtowana podczas pełnienia służby strażnika w obozie
koncentracyjnym w Dachau. Tam właśnie przekonał się o dobroczynnych skutkach
pracy, do tego stopnia, że przejął używane w bawarskim lagrze hasło, które
kazał umieścić na bramie wjazdowej do Auschwitz, (nie)sławne: Arbeit mach frei. W czasie, gdy wiosną
1940 roku tworzono obóz, przywódcy nazistowscy rozważali różne sposoby pozbycia
się Żydów z okupowanych terenów. Jednym z nich był pomysł, aby wysłać miliony
ludzi „na zsyłkę” do Afryki, a konkretniej – na Madagaskar. Dziś wydaje się to
zamysłem wręcz niedorzecznym, ale w roku 1940 zastanawiano się nad tym zupełnie
poważnie.
Decyzja o rozbudowie, a dokładniej – o budowie kolejnego
obozu, tym razem w Birkenau została podjęta we wrześniu 1941 roku. Tak
przynajmniej zdołał ustalić Rees, bowiem do tej pory sądzono, stało się to pół
roku wcześniej. Wiele jest niejasności związanych z funkcjonowaniem Auschwitz.
Wystarczy przypomnieć, że przez lata sądzono, że śmierć tam poniosło około
czterech milionów ludzi. Nowsze badania zmniejszyły tę liczbę do 1.3 miliona.
Jest to jednak wciąż niewyobrażalnie dużo istnień ludzkich, których ostatnim
przystankiem w życiu były komory gazowe i krematoria Auschwitz. W większości
nie zostali oni objęci ewidencją, mordowano ich zaraz po przybyciu. Komory
gazowe miały nie tylko przyspieszać mordowanie, ale również minimalizować
skutki urazów psychicznych żołnierzy hitlerowskich. Zabijanie setek ludzi na wschodzie
przez Einsatzgruppen i patrzenie swoim ofiarom: mężczyznom, kobietom i dzieciom
w oczy doprowadzało do załamań nerwowych i tego, że żołnierze nie potrafili już
tego znieść. Rees dotarł do jednego z byłych strażników obozu, Oskara
Groeninga, którego opowieści są równie przerażające, co bezduszne. Istotne jest
jednak to, że sam Groening postanowił pod koniec swego życia opowiedzieć o
swojej służbie, bowiem spotkał się z opiniami, że w Oświęcimiu wcale nie
uśmiercano masowo ludzi. Nie chodziło mu o wyrzuty sumienia, bo do takowych się
nie poczuwał. Chciał jedynie przekazać osobom kwestionującym Holocaust, że to
nie pomyłka. Powiedział: „Chciałbym, żebyście mi uwierzyli. Widziałem komory
gazowe. Widziałem krematorium. Widziałem stosy, na których płonęły ciała. Byłem
na rampie w czasie selekcji. Chciałbym, żebyście uwierzyli, że te zbrodnie
naprawdę popełniono, ja tam byłem.”
W swej książce Rees podejmuje tematy, które zazwyczaj są
marginalizowane, jak chociażby ten związany z istnieniem obozowego domu publicznego
i jego funkcjonowania. Ludzie odwiedzający Auschwitz i robiący pamiątkowe
zdjęcia bramy i okazałego budynku na lewo od wejścia, rzadko kiedy zdają sobie
sprawę, że właśnie tam założono latem 1943 roku burdel. Kwestią drażliwą jest
postawa więźniów korzystających z erotycznych usług kobiet. Odczłowieczenie
obozowe sprawiło, że większość z nich nie przejmowała się moralnym aspektem. Pomija
się również milczeniem czyny „wyzwolicieli” obozu, żołnierzy Armii Czerwonej.
Kobiety, które tak wiele przeszły w obozach koncentracyjnych, były potem
gwałcone przez ludzi, którzy w teorii przyszli je oswobodzić. O setkach tysięcy
gwałtów dokonanych na byłych więźniarkach milczą opracowania dotyczące
zwycięskiego marszu Rosjan na Berlin. Tymczasem działo się tak, że kobiety
trafiały z jednego piekła do drugiego.
Rees pisze również o obozach śmierci: Bełżcu, Sobiborze i
Treblince. Ich rozmiary były zaskakująco małe, a zamordowano tam ogółem ponad milion osób. W Bełżcu pełniło służbę zaledwie dwudziestu Niemców, przy uśmiercaniu
przybyłych pracowali wyselekcjonowani Żydzi, a o zabezpieczenie obozu dbało stu
ukraińskich strażników. Ponownie chodziło o to, aby Niemcom jak najbardziej
oszczędzić urazów psychicznych związanych z masowymi mordami.
Wywiady i wypowiedzi zbrodniarzy, ofiar czy postronnych
świadków składają się na opowieść przerażającą, na świadectwo tego, jak bardzo ludzie
są nieprzewidywalni. Rees ukazał również, że w kwestie związane z „ostatecznym
rozwiązaniem” nie ograniczały się tylko do Niemiec, ale do wszystkich
terytoriów, na które wkroczyli naziści. Przedstawia on zachowania rządów
Francji, Węgier czy Danii. Żaden Żyd w Europie nie mógł się czuć bezpiecznie. A
koniec II wojny światowej wcale nie oznaczał końca cierpienia. Ludzie się
zmienili, niestety na gorsze.
Monografia Reesa to ważna lekcja, nie tylko historii, ale i
psychologii. Polecam.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz