Jaume Cabré, Wyznaję, Marginesy, Warszawa 2013, 768 s.
„Wielka powieść europejska”, „przełom w literaturze”,
„powieść-katedra o idealnych proporcjach i epickim, pełnym kunsztownych detali
wykonaniu”, „książka, która przeżyje nas wszystkich”.
To trzymające w napięciu do ostatniej strony wyznanie miłosne i spowiedź człowieka starającego się przeniknąć istotę zła – w świecie i sobie samym. Historia chłopca dorastającego samotnie wśród książek, który musi zmierzyć się z rodzinnymi tajemnicami. Za sprawą osiemnastowiecznych skrzypiec zagłębia się w mroki dziejów hiszpańskiej inkwizycji i piekła dwudziestowiecznej Europy.
Cabré, którego pasją jest muzyka, skomponował tę powieść jak symfonię, z częstymi zmianami nastroju, tempa i głosu narracji. Bogactwo wątków, postaci, pomysłów literackich oszałamia i wzbudza zachwyt.
To trzymające w napięciu do ostatniej strony wyznanie miłosne i spowiedź człowieka starającego się przeniknąć istotę zła – w świecie i sobie samym. Historia chłopca dorastającego samotnie wśród książek, który musi zmierzyć się z rodzinnymi tajemnicami. Za sprawą osiemnastowiecznych skrzypiec zagłębia się w mroki dziejów hiszpańskiej inkwizycji i piekła dwudziestowiecznej Europy.
Cabré, którego pasją jest muzyka, skomponował tę powieść jak symfonię, z częstymi zmianami nastroju, tempa i głosu narracji. Bogactwo wątków, postaci, pomysłów literackich oszałamia i wzbudza zachwyt.
Czy powieść „Wyznaję” to arcydzieło? Nie sądzę. Czy jest to
dzieło życia autora? Prawdopodobnie tak. Czego by Cabré jeszcze nie napisał,
będzie postrzegany przez pryzmat epopei o skrzypcach i Adrianie Ardèvolu.
Przy wystarczającej koncentracji uwagi na początku lektury,
dość łatwo jest pogodzić się z przeskokami narracji pierwszoosobowej na
narrację w trzeciej osobie. Zabieg ten staje się jeszcze bardziej zrozumiały po
rozmowie Adriana Ardèvola z przyjacielem. Nie przeszkadzało mi to w lekturze. Ale czytanie nie przychodziło łatwo, męczyłam się i chociaż historia była wielowątkowa i z założenia
interesująca, jakoś nie bardzo interesowało mnie, co będzie dalej, nie było
tego przyciągania i pragnienia poznania za wszelką cenę, co się stanie, jakie
będą losy bohaterów. Nieraz zdarzało mi się zarwać noc, kiedy zaczytana traciłam
poczucie czasu. Najlepiej pamiętam wstający świt podczas gdy kończyłam z
zapartym tchem „Hrabiego Monte Christo”. Przy powieści Cabrégo tego uczucia nie
było.
Historia życia Adriana Ardèvola jest za to pełna
erudycyjnych wstawek, znanych (i ukazanych z większą lekkością) z powieści
innych autorów. Trudno też polubić głównego bohatera czy jego rodzinę. Kogokolwiek
trudno polubić, chociaż pisarz wprowadził do „Wyznaję” blisko dwie setki
bohaterów (policzyłam „osoby dramatu”, do których zaglądałam często, bo natłok
postaci bywał mylący). Średniowieczny inkwizytor odrodzony jako SS-man, ludzie
luźno powiązani różnymi wątkami i spotykający się przypadkowo, irracjonalność
historii i jej ironia, zachłanność i wykorzystywanie sytuacji, nienawiść i ból,
wielka miłość i równie wielkie pożądanie martwego przedmiotu, wielka przyjaźń –
to wszystko już było. Cabré chciał stworzyć powieść-symfonię, zebrać w niej
opowieść o przeszłości dalszej i nowszej, o prześladowaniach,
niesprawiedliwości i o złu. Wyszło mu średnio. Niektóre motywy mogłyby pozostać
nienapisane i nic na tym powieść by nie straciła.
Irytowała również nieznajomość faktów autora na temat obozu
w Oświęcimiu, a może po prostu naciąganie faktów. Miejsca, zdarzenia i funkcje
dobierał sobie Katalończyk według uznania. Numer zaś Mejrewej jest horrendalnie
wysoki i absolutnie nieprawdopodobny, podobnie jak jej służba u komendanta
obozu. Jeśli autor chciał złożyć hołd ofiarom nazizmu, powinien był bardziej
trzymać się faktów.
Sama historia Adriana zdaje się ginąć w powodzi opowieści o
skrzypcach, inkwizycji, Mikołaju Eymeriku, klasztorze Sant Pere del Bulgar,
brakarzu Jachamie, młodości Feliksa Ardèvola, sklepie... wymieniać można długo.
Epicki rozmach powieści jest rzeczywiście imponujący, podobnie jak fantazja
pisarza. Niknie jednak w niej człowiek ją opowiadający: erudyta, filozof i
historyk tworzący swój własny świat, znający kilkanaście języków, grający na
skrzypcach, cierpiący z powodu braku miłości rodziców, sam również nie umiejący
uzewnętrzniać swych uczuć. Ciężko też mówić o istocie zła, która tak zajmowała
głównego bohatera, bo chociaż Cabré nie szczędzi czytelnikom opisów, tego co
najgorsze w człowieku i wspomina o pracy Ardèvola o złu, w powieści nie ma
przemyśleń na ten temat, nie ma hipotez czy wniosków.
„Wyznaję” można przyrównać do dzieła barokowego charakteryzującego
się przerostem formy nad treścią. Czasami mniej znaczy lepiej.
Moja ocena: 3.0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz