Antonina Kozłowska, Trzy połówki jabłka, Otwarte, Kraków
2007, 272 s.
Intrygująca powieść o miłości i trudnych życiowych wyborach.
Teresa ma pracę, męża i dwójkę dzieci. Jest szczęśliwa. Tylko czasami zastanawia się, czy z innym mężczyzną jej życie nie byłoby ciekawsze.
Niespodziewanie upomina się o nią przeszłość. Przypadkowe spotkanie z Marcinem, jej młodzieńczą miłością, przywołuje wspomnienia i na nowo budzi wzajemną fascynację. Teresa staje przed wyborem: rzucić się w ramiona dawnego ukochanego i przekreślić ostatnie dziesięć lat, czy być dalej wierną żoną i zmagać się z ciągłym uczuciem niespełnienia?
Teresa ma pracę, męża i dwójkę dzieci. Jest szczęśliwa. Tylko czasami zastanawia się, czy z innym mężczyzną jej życie nie byłoby ciekawsze.
Niespodziewanie upomina się o nią przeszłość. Przypadkowe spotkanie z Marcinem, jej młodzieńczą miłością, przywołuje wspomnienia i na nowo budzi wzajemną fascynację. Teresa staje przed wyborem: rzucić się w ramiona dawnego ukochanego i przekreślić ostatnie dziesięć lat, czy być dalej wierną żoną i zmagać się z ciągłym uczuciem niespełnienia?
Będzie to recenzja bardzo subiektywna. Mnie ta książka
zupełnie nie podeszła.
Pisząc o głównej bohaterce, Antonina Kozłowska wydaje się
pisać o sobie – pewnie, z werwa, wielowymiarowo. Ale już cała reszta jest
strasznie płaska, przewidywalna i do przesłodzenia sentymentalna. Niestety
dialogi, które miały być z założenia romantyczne, rażą sztucznością.
Dodajmy do tego dziwaczne przemyślenia, jak chociażby tyrada
na temat fryzjerstwa i konieczności gejostwa fryzjerów i tym podobne, a
dostajemy produkt niestrawny i nieprawdziwy. Nie wiem skąd pani Kozłowska
czerpała swą wiedzę na temat Białegostoku wczesnych lat dziewięćdziesiątych,
ale nie było to wówczas miasto bezrobotnych i rozpitych nieudaczników. Prowincja
nie zawsze oznacza popegieerowską biedę.
Jak na debiut, książka może być. Ale stanowczo nie są to
moje klimaty. Targanie się i zastanawianie co by było gdyby, w ogóle mi nie
podchodzi. Nie zmieni się dnia wczorajszego, nie mamy zbyt wielkiego wpływu na
jutro. Możemy działać tylko w czasie teraźniejszym. Stara miłość rdzewieje i
wszelkie próby jej ratowania kosztem istniejącej rodziny są tak bezmyślne, jak
i okrutne. Żeby to dobrze ukazać, należy zrobić to z subtelnością, której
niestety pani Kozłowskiej nie staje.
Moja ocena: 2
Ajć, trochę krytyki poszło ;-) Sam nie gustuje w tego typu literaturze, ale autorka ma na tyle dobry gust czytelniczy (czytałem jej bloga - niestety go zawiesiła), że mam zamiar zobaczyć jak idzie jej pisanie :)
OdpowiedzUsuń"Czerwony rower" mi się podobał. A jeśli chodzi o krytykę - uprzedziłam, że będzie to recenzja subiektywna. Poza tym ostatnio nie trawię powieści o miłości.
OdpowiedzUsuń