Virginia C. Andrews, Kwiaty na poddaszu, Świat Książki,
Warszawa 2012, 384 s.
Wciągająca opowieść o rodzinnych tajemnicach i zakazanej
miłości.
Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.
Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.
Powieść Andrews czytałam po raz pierwszy bardzo dawno temu,
ale chcąc przeczytać „A jeśli ciernie”, postanowiłam odnowić znajomość z
rodziną Dollangangerów.
„Kwiaty na poddaszu” nic nie straciły na swej okropności
pomimo upływu tylu lat od pierwszego czytania. Zamknięcie dzieci na poddaszu
już samo w sobie jest czymś strasznym, ale odizolowanie od świata czterolatków
zakrawa na okrucieństwo nie do opisania.
Klaustrofobia tchnie z każdej z kilkuset stron. Podobnie
smutek, strach i zawstydzenie. Andrews wprost fenomenalnie operuje emocjami.
Chociaż powtarzałam sobie, że to przecież tylko fikcja literacka, że nie dzieje
się to naprawdę, strach wciąż mi towarzyszył.
Dzieci zredukowane do istot zawadzających, niepotrzebnych,
stale karmione obietnicami i ogarnięte tęsknotą za życiem, jakie pamiętały
sprzed zamknięcia. Są wystawione poza nawias nowego życia swej matki, która
dzień po dniu staje się im coraz bardziej obca.
Nie nazwałabym „Kwiatów na poddaszu” po prostu czytadłem,
aczkolwiek i do powieści psychologicznej nieco im brakuje. Niestety postaci
zarysowane są zbyt płytko i zbyt jednoznacznie, autorka nie zgłębia się w ich
psychice. Motywy ich działania są wyłożone niemalże łopatologicznie, jak to w
czytadłach bywa. Ale to już marudzenie moje, bo mimo wszystko książka jest
przednia.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz