Michael White, Sztuka morderstwa, Rebis, Poznań 2011, 400 s.
Jack Pendragon pracuje w policji od wielu lat, lecz nie
widział jeszcze takiego trupa... Otrząsnąwszy się z szoku, dostrzega w scenie
morderstwa podobieństwo do dzieła malarza-surrealisty Rene Magritte'a. To
oznacza, że zbrodnia jest jeszcze bardziej odrażająca, niż mogło się początkowo
wydawać, dokonano jej bowiem z chłodno wykalkulowanym okrucieństwem. Co gorsza
morderca nie poprzestaje tylko na jednej ofierze...
W latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku w londyńskiej dzielnicy Whitechapel niezidentyfikowany po dziś dzień sprawca dokonał serii sadystycznych morderstw na miejscowych prostytutkach, w wymyślny sposób okaleczając ich zwłoki.
Choć ofiarami zbrodni popełnianych współcześnie nie są wyłącznie kobiety, łatwo dostrzec groteskową analogię w sposobie myślenia dwóch sprawców, których dzieli szmat czasu. Pendragon nie zamierza jednak pozwolić, by nowy geniusz zła pozostał bezkarny tak jak jego poprzednik sprzed wielu lat.
W latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku w londyńskiej dzielnicy Whitechapel niezidentyfikowany po dziś dzień sprawca dokonał serii sadystycznych morderstw na miejscowych prostytutkach, w wymyślny sposób okaleczając ich zwłoki.
Choć ofiarami zbrodni popełnianych współcześnie nie są wyłącznie kobiety, łatwo dostrzec groteskową analogię w sposobie myślenia dwóch sprawców, których dzieli szmat czasu. Pendragon nie zamierza jednak pozwolić, by nowy geniusz zła pozostał bezkarny tak jak jego poprzednik sprzed wielu lat.
Dałam White’owi drugą szansę i przekonałam się po raz
kolejny, że każdemu może przydarzyć się falstart. „Pierścień Borgiów” był
słabizną. „Sztuka morderstwa” to zupełnie inna bajka.
White ponownie snuje dwutorową narrację, ale tym razem idzie
mu to składniej, może dlatego że cofa się raptem do wiktoriańskiego Londynu i
nigdy niewyjaśnionych, najsłynniejszych zbrodni tamtego czasu. Natomiast w
czasach współczesnych grasuje morderca, którego można bez obaw nazwać zboczonym
wielbicielem surrealizmu. Tym samym upatrzone przez siebie ofiary nie tylko
pozbawia życia, ale również upodobnia je do pewnych dzieł malarskich, podnosząc
morderstwo do tytułowej sztuki.
Druga powieść White’a napisana jest spójnie i logicznie. Co
prawda osoby mordercy można się domyślić równie szybko jak w „Pierścieniu
Borgiów”, jednak samo czytanie daje tyle przyjemności, że jest to doprawdy drobnostka.
Bo co innego jest najważniejsze – chora fantazja zabójcy i zastanawianie się
nad jego dalszymi pomysłami.
Plus kolejna propozycja wyjaśnienia zagadki na londyńskich
prostytutkach.
Moja ocena: 4.5
Moja ocena: 4.5
Coby nie zepsuć niespodzianek związanych z „dziełami”
mordercy, zapodaję tylko dwa pierwsze (jest ich dużo więcej). Patrząc na
poniższe obrazy można się zastanowić, jak też zbrodniarz postanowił upodobnić do
nich swe ofiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz