John Irving, Ostatnia noc w Twisted River, Prószyński i
S-ka, Warszawa 2010,
576 s.
576 s.
New
Hampshire, rok 1954. Spławianie drewna powoli staje się przeżytkiem. W
podupadającej osadzie Twisted River kucharz o trudnym do wymówienia nazwisku
Dominic Baciagalupo prowadzi stołówkę dla robotników z tartaku. Niefortunna
pomyłka jego dwunastoletniego syna Danny`ego wyzwala lawinę zdarzeń, które na
zawsze odmienią jego życie. Zmuszeni do ucieczki, ojciec i syn rozpoczynają
pięćdziesięcioletnią podróż w poszukiwaniu szczęścia i utraconej tożsamości.
Przeszłość, która nie daje o sobie łatwo zapomnieć, rzuca ich z miejsca na
miejsce, zaś próby odbudowania normalnego życia skupiają się wokół kulinarnych
poczynań Dominika i kariery literackiej Danny’ego. Czy kiedykolwiek uda im się
odzyskać spokój i znaleźć to, czego szukają?
Wyczuwam zmęczenie materiału u Johna Irvinga. Daleko tej
powieści do „Hotelu New Hampshire”, „Świata według Garpa” czy chociażby „Jednorocznej
wdowy”. Za to do znudzenia mamy powracające stare motywy: półsierota, szkoła w
Exeter, dziwaczny wypadek, autobiograficzne wątki, zapasy, obawa o dzieci...
Chwilami zastanawiałam się, czy pan Irving nie zapragnął napisać powieści o
Garpie XXI wieku, tak silne były odniesienia do niewątpliwie najpopularniejszej
książki pisarza. To znowu zastanawiałam się, czy aby nie pomyliłam książek i
nie sięgnęłam po „Regulamin tłoczni win”.
Były też chwile, że czułam się tak, jakbym czytała prozę
Stevena Kinga.
Wymęczyła mnie lektura „Ostatniej nocy...”. Bo niby
powtórzenia i długie partie nudy, a odłożyć na długo nie potrafiłam. Gdzieś ten
talent Irvinga z bólem, bo z bólem, ale się przebijał i tak to trwało prawie
dwa tygodnie, niespotykanie długo, jak na powieść, do tego Irvinga.
Jeśli „Ostatnia noc w Twisted River” jest pierwszym
spotkaniem z Irvingiem, może się podobać. Natomiast dla weteranów twórczości
tego pana – niekoniecznie. Nawet bardzo niekoniecznie.
Moja ocena: 2.5
Moja ocena: 2.5
* * *
Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Broń wydzielała obcy zapach, może oleju lub zabrudzonego
olejem skórzanego pokrowca, lecz było w nim coś jeszcze, coś naprawdę obcego.
Może właśnie tak pachniała śmierć, gdyż strzelby mają za zadanie tylko jedno:
zabijać.
Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Każda książka kryje elementy poniekąd dla pisarza drażliwe;
co oczywiste, dotyczą one pewnych kwestii z jego sfery prywatnej, które zdecydowanie
wolałby przemilczeć.
Czy nie wystarczyło, że Danny dołożył wszelkich starań, by
zdystansować się od wymiaru osobistego historii? Tu coś dodał, tam wyolbrzymił,
naciągając fabułę do granic wiarygodności: jego bohaterom przytrafiają się
straszne rzeczy, a bohaterowie ci są kompletni w każdym calu. („Tak zwani
prawdziwi ludzie nigdy nie są tak kompletni jak postaci od początku do końca
zmyślone”, powtarzał nie raz).
Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Żyjąc wystarczająco długo, stajemy się karykaturami samych
siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz