Po ponownej lekturze „Kochanicy Francuza” Fowlesa stwierdziłam, że czytałam tę książkę z taką samą przyjemnością jak za pierwszym razem. Niby zwykła historia, ale zabawa Fowlesa konwencją dodaje powieści uroku. Odnoszenie się do czasów i rzeczywistości o sto lat późniejszej, próby tłumaczenia zachowań ludzi epoki wiktoriańskiej, odnośniki do Dickensa, Austen i prerafaelitów ubarwiły tekst, a jednocześnie poddały go pewnej dekonstrukcji, tak modnej w latach sześćdziesiątych XX wieku. Fowles pisze o najważniejszych ideach epoki, o darwinizmie, o dominacji mężczyzn, o źle pojmowanej dobroczynności i śliskich dróżkach grzechu, o histerii niezaspokojonych kobiet i rosnącej w sile burżuazji. A pomiędzy tym wszystkim historia Sary Woodruff.
Jest jeszcze kwestia zakończeń. Mamy ich w książce kilka. I w sumie każdy znajdzie zakończenie dla siebie.
Jest jeszcze kwestia zakończeń. Mamy ich w książce kilka. I w sumie każdy znajdzie zakończenie dla siebie.
* * *
Fowles John; Kochanica Francuza;
Potrafimy niekiedy rozpoznać we współczesnej twarzy wyraz z ubiegłego stulecia, nigdy jednak nie zdołamy rozpoznać wyrazu, który należy do stulecia przyszłego.
Potrafimy niekiedy rozpoznać we współczesnej twarzy wyraz z ubiegłego stulecia, nigdy jednak nie zdołamy rozpoznać wyrazu, który należy do stulecia przyszłego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz