„Frykcje” Philippe’a Djiana są gorsze od „37,2º rano”, ale zdecydowanie lepsze od „Nieczystości”. Książka reklamowana jest jako męski odpowiednik „Pianistki” Jelinek, czy to prawda – nie wiem. „Pianistki” nie czytałam. Ale po prawdzie patologii wielkiej to ja w tej książce nie widzę. Ot, ukazane są bolączki bohatera jako chłopaka, młodzieńca i dorosłego mężczyzny. Tak reklamowany związek z matką nawet nie zahacza o patologię, ukazuje tylko przywiązanie syna do matki. Każda opowieść stanowi oddzielne opowiadanie, a łączy je jedno: radosne to one nie są. Brak ojca, zdrady, alkoholizm, mizoginizm podane są w iście mieszczańskiej mieszance, Djian opisuje widziany świat, ale go nie ocenia, nie podlewa sensacją. Dodaje zaledwie szczyptę pikanterii. Co ciekawe, chwilami wydaje się mieć pomysły rodem z Johna Irvinga: tak niesamowite, że aż realne.
Moja ocena: 5
Moja ocena: 5
* * *
Pieprzyć się to jedno, spędzić noc w ramionach mężczyzny to drugie. Nie mówiąc już o wspólnym spędzeniu weekendu.
Djian Philippe; Frykcje;
Dobrze znam śpiewkę Olgi na temat czterdziestoletnich kobiet bez przydziału. Do znudzenia kładła mi to w uszy przez ostatnie łata. O ich lękach, potrzebach, błędach, które trzeba oceniać łagodnie i z umiarem, zważywszy ich położenie - przekład: Pozwólcie mi pieprzyć się z tym kutasem, bo to nie trafia się co dzień. Dość się tego nasłuchałem.
Djian Philippe; Frykcje;
Czy nie powinniśmy skupiać się na każdej chwili życia, traktować jej tak, jakby była ostatnim papierosem skazańca, który podobno tak bardzo smakuje, któremu podobno nic nie jest w stanie dorównać? Czy nie powinniśmy wznosić się ku niebu, miast pełzać pośród ruin, czy nie powinniśmy doceniać wszystkiego, co nas otacza?
Djian Philippe; Frykcje;
Nie powinniśmy oczekiwać niczego od na¬szych dzieci, bo życie jest tak urządzone, że nikt nam się nie odpłaca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz