Teraz będzie pozytywnie. O książce Moniki Szwai „Romans na receptę”.
Bardzo mi się ta opowieść spodobała. Oczywistość romansu z gburem przełknęłam gładko uznając to za nakaz gatunku. Cała reszta zaś była bardzo łatwo przyswajalna: i domorosły geniusz Marysia, i lęki w związku z wypuszczeniem dzieci w świat, i kłopoty rodzinne…
Szwaja tym razem opisała bohaterkę dość wiekową – czterdziestoośmioletnią, która okazuje się mieć problemy podobne do swych młodszych koleżanek (bohaterek książkowych). Eulalia nie jest infantylna jak Judyta Grocholi i to mi się najbardziej spodobało. A nad fragmentem z księżną Lubiecką de domo Krowin-Rzewuską płakałam z serdecznego rozbawienia. Dla mnie najważniejsze jest to, że fantastycznie się bawiłam czytając tę książkę. Nie znam realiów telewizji i nie chcę znać. Bawiłam się przednio. Wystarczy. Każda podróż w towarzystwie tej książki minęłaby mi szybko…
Moja ocena: 4.5
Bardzo mi się ta opowieść spodobała. Oczywistość romansu z gburem przełknęłam gładko uznając to za nakaz gatunku. Cała reszta zaś była bardzo łatwo przyswajalna: i domorosły geniusz Marysia, i lęki w związku z wypuszczeniem dzieci w świat, i kłopoty rodzinne…
Szwaja tym razem opisała bohaterkę dość wiekową – czterdziestoośmioletnią, która okazuje się mieć problemy podobne do swych młodszych koleżanek (bohaterek książkowych). Eulalia nie jest infantylna jak Judyta Grocholi i to mi się najbardziej spodobało. A nad fragmentem z księżną Lubiecką de domo Krowin-Rzewuską płakałam z serdecznego rozbawienia. Dla mnie najważniejsze jest to, że fantastycznie się bawiłam czytając tę książkę. Nie znam realiów telewizji i nie chcę znać. Bawiłam się przednio. Wystarczy. Każda podróż w towarzystwie tej książki minęłaby mi szybko…
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz