Michelle Richmond, Rok we mgle, Videograf II, Katowice 2008,
330 s.
Bohaterką powieści jest Abigail - młoda kobieta zajmująca
się fotografią i szczęśliwa partnerka Jake'a, z którym zamierzają się pobrać.
Pewnego dnia wybiera się na plażę z jego córeczką Emmą. Zaczyna robić zdjęcia i
na kilkanaście sekund traci Emmę z oczu. Chwilę potem stwierdza, że dziewczynka
zniknęła we mgle. Rozpoczynają się poszukiwania dziewczynki, jednak nie udaje
się jej odnaleźć.
Może zacznijmy od tego, że nie jest to thriller. Jeśli ktoś
szuka nagłych zwrotów akcji, tajemnic z przeszłości i bezpardonowego gmerania w
psychice psychopaty, u Richmond tego nie znajdzie. Niech już lepiej sięgnie po
Lisę Gardner.
„Rok we mgle” jest konfrontacją z własną odpowiedzialnością,
z własnym dzieciństwem i przeszłością, która determinuje to, kim jesteśmy obecnie.
Jest również powieścią o szeroko pojętej miłości i rozpaczy za dzieckiem
opuszczonym trzykrotnie, najpierw w wieku lat trzech przez biologiczną matkę,
potem w wieku lat sześciu – przez narzeczoną ojca i wreszcie – przez samego
ojca. Ale to jeszcze nie koniec. Bo powieść Richmond traktuje również o
determinacji, wierności samej sobie i poczuciu winy.
Richmond pisze niezwykle plastycznie, szczegóły dotyczące
postaci są dopracowane do przysłowiowej „kropki nad i”. Jake, Ramon, Abigail
czy Annabel jawią się jako istoty z krwi i kości. Wyrywkowe wspomnienia
przeplatające fabułę nie tylko dają chwilę wytchnienia w odliczaniu dni po
zniknięciu Emmy, ale również uzupełniają obrazy bohaterów. W swej desperackiej,
samotnej podróży po ulicach San Francisco Abigail odwołuje się do swej pamięci,
by zrozumieć siebie i ludzi jej najbliższych, ożywia przeszłość, by móc stawić
czoła teraźniejszości. W swych poszukiwaniach zagubionego dziecka staje się
coraz bardziej samotna i wraz z upływem czasu jej jedynymi towarzyszami są upór
i poczucie winy. Czterdzieści sekund nieuwagi implikuje całe jej jestestwo i
przyszłość.
Chociaż osią powieści są intensywne poszukiwania dziecka,
sama opowieść jest niezwykle kameralna. Richmond wysuwa na pierwszy plan
Abigail, na drugim planie są jej najbliżsi, a cała reszta jest tylko tłem. Nie
przedstawia szczegółowo poczynań policji, nie stara się pretendować do roli
wszechwiedzącego narratora. Skupia się na dramacie swej bohaterki.
Jest moment albo dwa kiedy powieść niebezpiecznie ociera się
o naiwność. Czy mogłaby przeto być lepiej napisana, aby uniknąć mielizn
nieprawdopodobieństwa? Prawdopodobnie tak. Z drugiej jednak strony – czyż
naszym życiem nie rządzą najbardziej dziwne przypadki? Czy determinacja nie
zahacza czasem o naiwność? Jeśli ktoś uważa, że Richmond mogła postarać się
bardziej, niech sam chwyci za pióro lub usiądzie przy komputerze i jej
prześcignie. Tak łatwo jest fukać i narzekać, ale tak trudno napisać coś, co
nie byłoby tylko kolejnym dreszczowcem do połknięcia w jeden wieczór.
Dawno już fikcja literacka nie wzbudziła we mnie tak
pozytywnych emocji, nie dostarczyła przyjemności czytania i nie dała o sobie
zapomnieć po zamknięciu książki.
Podobało mi się.
Ale pomarudzę na temat wydania. Jest fatalne! Niestaranne
tłumaczenie, błędy merytoryczne, nazwy własne tłumaczone raz tak, raz siak,
albo pozostawione po angielsku skutecznie utrudniają czerpanie przyjemności z
czytania. „W stronę Swanna” n i e j e s t
rozdziałem, ale pierwszym tomem cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”,
a nazwisko Swayze się nie odmienia. I tak dalej, i tak bez końca. Pani
korektorka się nie popisała, powinna zastanowić się nad zmianą zawodu, bo jako
osoba eliminująca błędy, jest do bani!
Moja ocena: 5.5
* * *
Richmond Michelle; Rok we mgle;
Może potrafilibyśmy znaleźć jakiś język, w którym moglibyśmy o niej rozmawiać. Ale brak wiedzy o tym, gdzie ona jest – czy cierpi, czy jest sama, czy przestraszona – sprawia, że jest to niemożliwe. Przy każdym radosnym wspomnieniu wywołanym z pamięci pojawiają się inne, mroczniejsze obrazy, które układają się w bardzo wyraźne tło.
Może potrafilibyśmy znaleźć jakiś język, w którym moglibyśmy o niej rozmawiać. Ale brak wiedzy o tym, gdzie ona jest – czy cierpi, czy jest sama, czy przestraszona – sprawia, że jest to niemożliwe. Przy każdym radosnym wspomnieniu wywołanym z pamięci pojawiają się inne, mroczniejsze obrazy, które układają się w bardzo wyraźne tło.
Richmond Michelle; Rok we mgle;
Robimy zdjęcia, by zachować pamięć, ale naturą zdjęć jest zapominanie.
Robimy zdjęcia, by zachować pamięć, ale naturą zdjęć jest zapominanie.
Richmond Michelle; Rok we mgle;
Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu ogromnej samotności niż wielogodzinne, nocne przemierzanie cyberprzestrzeni.
Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu ogromnej samotności niż wielogodzinne, nocne przemierzanie cyberprzestrzeni.
Richmond Michelle; Rok we mgle;
... odczytuję nazwiska zaginionych dzieci zapisane w moim notesie. Bardziej przerażające od nazwisk są daty, które rozciągają się na dziesięciolecia wstecz. Gdzie są teraz ich rodzice, ich ciotki, wujkowie, dziadkowie, przyjaciele, którzy kochali te dzieci? Każda nierozwiązana sprawa to ocean rozpaczy, niezliczona liczba żywotów, które stanęły w miejscu w dniu zniknięcia dziecka. Każde zaginione dziecko jest czyimś najbardziej bolesnym wspomnieniem, czyimś najbardziej znaczącym punktem odniesienia. Z każdym nazwiskiem związany jest ktoś anonimowy, kto czeka na powrót dziecka do domu.
... odczytuję nazwiska zaginionych dzieci zapisane w moim notesie. Bardziej przerażające od nazwisk są daty, które rozciągają się na dziesięciolecia wstecz. Gdzie są teraz ich rodzice, ich ciotki, wujkowie, dziadkowie, przyjaciele, którzy kochali te dzieci? Każda nierozwiązana sprawa to ocean rozpaczy, niezliczona liczba żywotów, które stanęły w miejscu w dniu zniknięcia dziecka. Każde zaginione dziecko jest czyimś najbardziej bolesnym wspomnieniem, czyimś najbardziej znaczącym punktem odniesienia. Z każdym nazwiskiem związany jest ktoś anonimowy, kto czeka na powrót dziecka do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz