Nicci French, Bezpieczny dom, Świat Książki, Warszawa 2002, 304
s.
Do miasteczka Stamford sprowadza się z Londynu Samantha
Laschen, specjalizująca się w leczeniu stresu pourazowego. Zamierza napisać
książkę na ten temat, a także otworzyć w miejscowym szpitalu oddział leczenia
takich zaburzeń. Tuż po jej przyjeździe do Stamford zamordowani zostają prezes
dużej firmy farmaceutycznej i jego żona. Ich córkę Fin, znalezioną z podciętym
gardłem, udaje się uratować. Dziewczyna jest jednak w głębokim szoku i nie
potrafi udzielić żadnej informacji. Policja obawia się, że grozi jej niebezpieczeństwo.
Prosi więc doktor Laschen, aby w tajemnicy udzieliła dziewczynie schronienia w
swoim domu, a jednocześnie próbowała pomóc jej wrócić do równowagi psychicznej.
Samantha godzi się, aby Fin zamieszkała z nią i z jej kilkuletnią córeczką. Nie
przewidziała tylko, niestety, że to raczej jej potrzebna będzie pomoc
psychiatry, gdy odkryje ponurą prawdę, jaka kryje się za tymi morderstwami.
Pomysł był ciekawy. I na pomyśle się skończyło, bo zawiodło
wykonanie. Styl narracji irytował, bohaterowie denerwowali, a fabuła dość
szybko stała się przewidywalna. Opowieść przeznaczona jest dla bardzo
niewymagającego czytelnika. Autorzy bez końca wałkują jeden temat od różnych
stron, do znudzenia i łopatologicznie tłumaczą, że dom powinien być bezpiecznym
miejscem, a nie jest. Główna bohaterka jest naiwna i chwilami przygłupia. I tak
dalej i bez końca.
Spodziewałam się ciekawej książki. Dostałam półprodukt, do
tego z zakalcem.
Moja ocena: 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz