Stephen King, Historia Lisey, Prószyński i S-ka, Warszawa
2006, 408 s.
Minęły dwa lata od śmierci Scotta, męża Lisey Debusher
Landon. Spędzili razem 25 lat we wspaniałym związku, który spajało głębokie,
chwilami wręcz przerażająco intymne uczucie. Scott był sławnym, nagradzanym
pisarzem, autorem bestsellerów, ale i bardzo skomplikowanym człowiekiem. Zanim
się pobrali, Lisey dowiedziała się od ukochanego o krwawych źródłach jego
twórczości. Później zrozumiała, że było takie miejsce, do którego Scott zawsze
wracał - miejsce przerażające i zarazem kojące, które mogło pochłonąć go żywcem
lub obdarować pomysłami i myślami, po to, by miał siłę dalej żyć. Teraz
nadszedł czas, by Lisey stawiła czoło demonom Scotta, czas by udała się do
Boo`ya Moon. To, co wydaje się początkowo tylko porządkowaniem dokumentów po
zmarłym mężu przez wdowę, staje się podróżą w głąb mroku, w którym przebywał za
życia Scott Landon.
Bardzo intymna opowieść choć jednocześnie dogłębnie
Kingowska. Z jednej strony mamy opisany nietuzinkowy związek pisarza i jego
żony, tak ze sobą związanych i zżytych, że porozumiewających się sobie tylko
znanym kodem, który nie ogranicza się bynajmniej do „misiowania” i
„kotkowania”, jak u większości małżeństw. Bliskość tej pary jest tak intymna,
że nie trzeba scen łóżkowych, by mieć wrażenie, że sama lektura niektórych
fragmentów powieści przypomina wdzieranie się z butami w życie prywatne ludzi z
krwi i kości.
Z drugiej strony mamy zaś cały fikcyjny(?) świat Boo’ya
Moon, miejsca będącego inspiracją pisarza, krainy mrocznej acz dostarczającej
mnóstwa pomysłów na opowiadania i powieści. Płodność Kinga jako autora jest
bezdyskusyjna i chwilami można się zastanawiać, czy i on nie odkrył w mrokach
swego umysłu takiego Boo’ya Moon, skoro od blisko czterdziestu lat pisze
kilkuset stronnicowe powieści i wydaje je niemal rok w rok. Dodajmy do tego
blisko dwieście opowiadań, współpracę przy filmach, książki niebeletrystyczne i
nie ma możliwości, aby nie zapytać: skąd ten człowiek bierze pomysły?
Opowieść chwilami naiwna, chwilami piękna, to znów
przerażająca.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz