Alexander McCall Smith, Nieznośna lekkość maślanych
bułeczek, Muza, Warszawa 2012, 320 s.
W kolejnym tomie sześcioletni Bertie wstępuje do skautów;
Matthew próbuje na nowo odkryć uroki życia małżeńskiego; narcystyczny Bruce z
przerażeniem odkrywa swoją pierwszą zmarszczkę, a bandzior z Glasgow, Smalec
O'Connor, przybywa z darami...
Co z tego wyniknie?
Co z tego wyniknie?
Jakoś najbardziej przypadła mi do gustu ta część. Jest
napisana z biglem, postaci wpadają w nieprawdopodobne sytuacje, a jednak
wszystko wydaje się być spisane lekko i niewymuszenie. Nudnawy Matthew przeżywa
mrożącą w żyłach przygodę zakończoną w sposób nadzwyczajny. Irytujący,
zapatrzony w siebie Bruce zaczyna przejawiać ludzkie cechy. Nie jestem
oryginalna i największym sentymentem darzę Bertiego, to naprawdę słodki
dzieciak i nieskończenie cierpliwy, co jest podziwu godne przy tak szurniętej
matce jak Irene. Fantastycznie ironiczny portret matki wiedzącej lepiej –
zawsze i wszędzie. I wszystko. Ponadto McCall Smith oprowadza czytelnika po
całym Edynburgu i ponownie spotykamy Iana Rankina.
Miałam przyjemność oglądać niedawno zdjęcia Edynburga,
niestety nie było na nich ujęć Scotland Street, ale muszę przyznać, że miasto
prezentuje się nieziemsko (pomimo że pogoda była typowo szkocka – zimno,
wietrznie i mokro). Och, pojechać i zobaczyć wszystko na własne oczy. Tymczasem
pozostaje lektura McCall Smitha.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz