Mo Hayder, Rytuał, Sonia Draga, Katowice 2010, 407 s.
Już sam fakt, że ręce nie towarzyszy reszta ciała, jest
wystarczająco niepokojący. Co gorsza, następnego dnia policja znajduje drugą
rękę. Obie niedawno amputowano, a śledczy mają powody przypuszczać, że
amputowano je za życia ofiary.
Komisarz Jack Caffery, właśnie oddelegowany do Wydziału
Kryminalnego Policji w Bristolu, próbuje zapomnieć o klęskach osobistych życia
w Londynie. Od lat prześladowany poczuciem winy po zniknięciu brata, szuka
mężczyzny, który ostatnio opuścił więzienie, mężczyzny, który sypia pod gołym
niebem i wędruje po kraju, nękany wspomnieniami o straszliwej zbrodni.
To już standard, że detektyw musi zmagać się z własnymi
demonami. I tylko od autora zależy czy te demony czytelnika znudzą, czy wciągną
i poruszą. Nie inaczej rzecz ma się z Jackiem Cafferym. Ucieczka z Londynu do cichego
Bristolu, poczucie winy, bolesna przeszłość. A jednak nie trąci to kliszą, nie
irytuje.
Akcja jest spójna, logiczna i wciąga. Mo Hayder dorzuca też
garść wiadomości na temat nurkowania, religii i wierzeń afrykańskich, oraz specyficznej
bristolskiej atmosfery. Świat ukazany w „Rytuale” jest niejednoznaczny i daleki
od obrazu sielskiej angielskiej prowincji. Nie błądzimy po wrzosowiskach i
klifach, lecz po miejscach występku i enklawach, które zazwyczaj turyści
zazwyczaj omijają szerokim łukiem. I tylko Polak o imieniu Ivan jest zgrzytem,
bo w życiu nie słyszałam, aby w Polsce ktoś tak się nazywał. Studia nad Muti i
Bwiti przesłoniły autorce o wiele bliższą, europejską rzeczywistość.
Ale chętnie sięgnę i po inne książki Mo Hayder. Spodobał mi
się jej styl pisania.
Polecam: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz