poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kirył Bułyczow „Rycerze na rozdrożach”

Kirył Bułyczow, Rycerze na rozdrożach, Czytelnik, Warszawa 1979, 184 s.

W Guslarze Wielkim dochodzi do zapadnięcia się jezdni. Wewnątrz wielkiej dziury dwaj guslarczycy odnajdują zapomniane piwnice a w nich butle z tajemniczym płynem i pewien zeszyt.


„Rycerze na rozdrożach” to po prostu większe opowiadanie o Guslarze Wielkim. Biorąc je do ręki, czułam się tak, jakbym odwiedzała starych znajomych, bo czyż nie poznałam już guslarczyków w Bułyczowskich „Ludzie jak ludzie”? Mniejsza nawet o fantastykę, za którą nie przepadam. Bułyczow stworzył miejsce i ludzi, do których chętnie się wraca.
Spiritus movens w „Rycerzach...” jest człowiek obcy w Guslarze, ale na szczęście nie brakuje też postaci znanych już z opowiadań, przede wszystkim średnio rozgarniętego acz wzbudzającego sympatię Korneliusza Udałowa czy dociekliwego reportera – Michała Standala.
Opowieść sama w sobie jest nieprawdopodobna, ale Bułyczow wychodzi w niej naprzeciw oczekiwaniom czytelników. Rysuje hipotetyczną sytuację, o jakiej zapewne marzył niejeden z nas (nie powiem o co chodzi, bo zepsułabym przyjemność z czytania), a potem zaczyna zadawać pytania. I właśnie te chwile refleksji z jednej strony, a bezmyślność niektórych bohaterów – z drugiej, sprawiają, że fantastyka sobie, a istota ludzkiego życia – sobie. Wyrosłam już z nierzeczywistych marzeń, ale są chwile kiedy chętnie cofnęłabym czas. Albo znowu miała dwadzieścia dwa lata. Ale czy wiedząc to, co wiem teraz, potrafiłabym być równie beztroska jak wówczas, kiedy ze stoma funtami w kieszeni jechałam podbijać Londyn? No właśnie...
Polecam.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz