Kirył Bułyczow, Rycerze na rozdrożach, Czytelnik, Warszawa
1979, 184 s.
W Guslarze Wielkim dochodzi do zapadnięcia się jezdni.
Wewnątrz wielkiej dziury dwaj guslarczycy odnajdują zapomniane piwnice a w nich
butle z tajemniczym płynem i pewien zeszyt.
„Rycerze na rozdrożach” to po prostu większe opowiadanie o
Guslarze Wielkim. Biorąc je do ręki, czułam się tak, jakbym odwiedzała starych
znajomych, bo czyż nie poznałam już guslarczyków w Bułyczowskich „Ludzie jak
ludzie”? Mniejsza nawet o fantastykę, za którą nie przepadam. Bułyczow stworzył
miejsce i ludzi, do których chętnie się wraca.
Spiritus movens w „Rycerzach...”
jest człowiek obcy w Guslarze, ale na szczęście nie brakuje też postaci znanych
już z opowiadań, przede wszystkim średnio rozgarniętego acz wzbudzającego sympatię
Korneliusza Udałowa czy dociekliwego reportera – Michała Standala.
Opowieść sama w sobie jest nieprawdopodobna, ale Bułyczow
wychodzi w niej naprzeciw oczekiwaniom czytelników. Rysuje hipotetyczną
sytuację, o jakiej zapewne marzył niejeden z nas (nie powiem o co chodzi, bo
zepsułabym przyjemność z czytania), a potem zaczyna zadawać pytania. I właśnie
te chwile refleksji z jednej strony, a bezmyślność niektórych bohaterów – z drugiej,
sprawiają, że fantastyka sobie, a istota ludzkiego życia – sobie. Wyrosłam już
z nierzeczywistych marzeń, ale są chwile kiedy chętnie cofnęłabym czas. Albo
znowu miała dwadzieścia dwa lata. Ale czy wiedząc to, co wiem teraz,
potrafiłabym być równie beztroska jak wówczas, kiedy ze stoma funtami w
kieszeni jechałam podbijać Londyn? No właśnie...
Polecam.
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz