Gabriel García Marquez, W tym mieście nie ma złodziei,
Czytelnik, Warszawa 1971, 150 s.
Zbiór opowiadań jest próbką twórczości tego niezwykle interesującego
pisarza, tłumaczonego dziś na wiele języków i cenionego po obu stronach
oceanu.
Książki Czytelnika wydawane w serii „Nike” świetnie nadają
się do czytania w pociągu czy to podmiejskim, czy dalekobieżnym. Są małe,
poręczne i wydane na tyle dobrze, że jeszcze po kilkudziesięciu latach po
ukazaniu się, kartki nie wypadają i nie fruwają po całym wagonie.
Marquez trafił w moje ręce właśnie z powodu częstych
wyjazdów, które musiałam odbywać zeszłej zimy. Starczył na krótko, bo
opowiadania czyta się szybko, są wciągające, a zarówno fabuła, jak i treść
znacznie odbiegają od stylu powieści Kolumbijczyka. Nie ma długich, niekończących
się zdań dobrych w większych formach, ale zupełnie niestosownych w formach
krótkich. Jest za to opisane zwyczajne życie ludzi, ich troski, kłopoty,
marzenia i małe radości.
Opowiadanie tytułowe jest moim skromnym zdaniem najlepsze. Z
jednej strony – przewrotne, z drugiej celnie oddaje charakterystykę i istotę
machismo. „Cudowny wieczór Baltazara” urzeka z kolei smutkiem i prawdą, że
więcej jest hojności w biedakach niż w bogaczach miłości rodzicielskiej. I
wiele jest wstydu i obaw u tych ostatnich przed przyznaniem się do porażki. „Śmierć
i pogrzeb Mamy Grande” skojarzyła mi się z „Jesienią patriarchy”, aczkolwiek
tym razem bohaterką była kobieta, którą szanowano i uznawano.
Czasami w naszym życiu godny zapamiętania jest zaledwie
epizod, jakaś chwila lub wydarzenie. Marquez z doskonałym wyczuciem pisarza
potrafi wychwycić właśnie ten istotny moment i przekuć go w słowa,
zainteresować czytelnika i nadać pozornie błahemu zdarzeniu – głęboki sens.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz