Caroline Graham, Morderstwo w Madingley Grange, Gdańskie
Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2008, 280 s.
Simon Hannaford i jego siostra Laurie postanawiają
wykorzystać posiadłość swej ciotki w Madingley, by trochę zarobić. Najmują
służbę i zapraszają grupę ekscentryków gotowych zapłacić za dreszczyk emocji na
weekend, w czasie którego ma się odbyć zabawa...
Zapowiadało się interesująco. I na zapowiedzi się skończyło.
Wprowadzenie trzynastu postaci doprowadziło do natłoku informacji; imiona,
cechy charakterystyczne i intencje mylą się, więcej się człowiek zastanawia nad
tym kto jest kim, niż nad fabułą. A sama fabuła... cóż... topornie to wszystko
idzie, akcja się ciągnie niczym gumka od majtek, przez wiele, wiele stron nic się
nie dzieje. Nie odczuwa się prawdziwych emocji: strachu, niepokoju, zagrożenia.
Bardziej się „Morderstwo...” nadaje na deski teatru niż jako lektura do
poduszki. Może aktorzy potrafiliby tchnąć nieco życia w bohaterów.
Z drugiej strony – Caroline Graham powiązała wszystko ładnie
i logicznie. Była zagadka, było morderstwo i tylko gdzieś od połowy książki
czuć było jakiś szwindel chowany przez autorkę w zanadrzu. Nie porwała mnie.
Moja ocena: 2.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz