Bohumil Hrabal, Auteczko, Znak, Kraków 2009, 104 s.
W swoim domku w Kersku pod Pragą Hrabal zajmował się
pisaniem i ukochanymi kotami, wśród których ulubienicą była rudo-biała
Auteczko. Kiedy jednak koty nadmiernie się rozmnożyły, zabrakło mu czasu na
pracę i sen, stracił spokój ducha prześladowany świadomością, że część z nich
musi umrzeć i że musi je zabić właśnie on, który je kochał. Udręczony, za
odkupienie swojej winy uznał dopiero wypadek samochodowy, z którego cudem
uszedł z życiem.
„Auteczkiem” Hrabal mnie dobił. Literacko ten esej jest
piękny. Ale treść jest ohydna! Na sto cztery strony, dziewięćdziesiąt dziewięć powalanych
jest krwią kotów, cieląt, świń i innych zwierząt.
W tej balladzie nie ma nic pogodnego, może tylko sielskość
otoczenia, które stało się jednocześnie miejscem kaźni z konieczności. Hrabal
ze szczegółami opisuje wszystkie swe egzekucje, zakrwawiony worek, siekierę.
Owszem, boleje nad tym, że musi pozbawiać życia ukochane zwierzęta, ale
jednocześnie czyni to w sposób okrutny, drastyczny. Przypomina w tym
bezmyślnego małorolnego z wieków ciemnych, który widzi w zwierzętach tylko siłę
pociągową lub mięso. Kochać i zabijać waląc siekierą w łeb? Do mnie nie
przemawia taka wersja „kochania”. Zabijać ciężarną kotkę, jakoby ukochaną?
Gdzie tu kochanie? Gdzie choćby okruch humanitaryzmu?
Ktoś powie, że jestem przewrażliwiona, że przesadzam. Niech
mówi! Zdania nie zmienię! Hrabal pisał to w połowie lat osiemdziesiątych. Nie
chciał topić, trzeba było wieźć do weterynarza na uśpienie. A nie – worek i
siekiera, cholera, jak Raskolnikow niemalże. Seryjny morderca.
Że potem żałował? Że czuł się winny? Że odkupił się
wypadkiem samochodowym? Cóż, on ten wypadek przeżył, cudem czy nie. Jego
„ukochane” koty nie przeżyły. I tyle w kwestii odkupienia win.
Hrabal od zawsze miał ciągoty do opisywania okrucieństwa
człowieka względem zwierząt. Płakałam czytając „Pociągi pod specjalnym
nadzorem”, płakałam czytając „Auteczko”. Może i miała to być książka
katarktyczna, ale pomimo upływu czasu, jaki minął od lektury, wciąż nie mogę
zapomnieć całej tej ohydy w niej zawartej. Nie mogę zapomnieć o krwi.
Tak na marginesie: koty
pętały się mi pod nogami odkąd skończyłam dwanaście lat. Uczyłam się ich,
popełniałam błędy, kilka kotów umarło mi na rękach. Ktoś mógłby to nawet nazwać
morderstwem, mało różniącym się od tego, co robił Hrabal. Nie było krwi. Była
strzykawka. Od najgorszej chwili w moim życiu minęło osiemnaście lat. I wciąż
wracają do mnie tamte chwile. Ja nie miałam wyboru. Hrabal, z tym swoim sielskim
domkiem miał. Wybrał źle. I tyle w kwestii „Auteczka”.
Nie polecam ludziom wrażliwym.
Moja ocena: 1.5 (1 za styl, który niestety jest literacko bez zarzutu. 0.5 za pięć stron nie powalanych krwią zwierząt)
Moja ocena: 1.5 (1 za styl, który niestety jest literacko bez zarzutu. 0.5 za pięć stron nie powalanych krwią zwierząt)
Oj...Hrabala pokochałam za "Zbyt głośną samotność", ale te książkę chyba odpuszczę... :/
OdpowiedzUsuńOdpuść, szkoda nerwów i łez.
Usuń