Doris Lessing, Dobra terrorystka, Albatros A.
Kuryłowicz, Warszawa 2008, 448 s.
Anglia, lata 80., apogeum rządów Margaret Thatcher. Grupa
młodych anarchistów zajmuje przeznaczony do zburzenia dom w centrum Londynu.
Jest wśród nich 36-letnia Alice Mellings, która nienawidząc klasy średniej i
drobnomieszczańskich cnót, sama jest ich najlepszą wyrazicielką.
Nieprzystosowani, porywczy marzą o dokonaniu ataku terrorystycznego, który
odmieniłby rzeczywistość. Kiedy wreszcie naiwne fantazje o zbawieniu
społeczeństwa zaczynają się realizować, dzieło wyzwolenia przemieni się w
chaos, a na ulicach Londynu zapanuje krwawy terror.
Przez pierwsze sto stron główne zajęcia Alice to bieganie po
mieście, załatwianie pieniędzy i porządkowanie squatu, do którego trafiła wraz
ze swoim facetem - Jasperem. Niby sytuacje banalne, ale dzięki temu krok po
kroku Lessing odsłania nam oblicza głównych bohaterów. Wywodzącej się z klasy
średniej Alice nie wystarcza puste gadanie, rozmowy o tym, „co by było gdyby”.
Pewne rzeczy muszą zostać zrobione, bo nawet idealiści czy też domorośli
terroryści muszą coś jeść, gdzieś spać. Tymczasem Jasper, który ma gębę
zapchaną pogardą dla drobnomieszczaństwa, w rzeczywistości jest odrażającym
typem egocentryka skupionego na pozorach. Łaskawie pozwala, aby roztaczano nad
nim opiekę i podsuwano mu najlepsze kąski, bo uważa się za człowieka idei,
prawdziwego komunistę i aktywnego rewolucjonistę, dla którego niegodne jest
myślenie o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie czy uczucia.
Lessing ukazała w „Dobrej terrorystce” całe zakłamanie i
pustkę rewolucjonistów, którzy odrzucając z jednej strony zdobycze konsumpcjonizmu,
z drugiej – chętnie z nich korzystają, zasłaniając się przy tym potrzebami
chwili. Brud i smród w jakim żyją wcale nie ukazuje ich pogardy dla spraw
doczesnych, lecz lenistwo i wygodnictwo. Jednocześnie zaś żyją po to, aby
mówić. Nawet nie rozmawiać, ale mówić właśnie, upajać się słuchaniem własnego
głosu, swoich wypowiadanych myśli. Pragnienie zrobienia „czegoś”, wstrząśnięcie
społeczeństwem długo pozostają w sferze planów, bo przecież do snucia takowych
nie potrzeba zużywać nadmiernej energii.
Lessing obnażyła całą nędzę moralną i etyczną ludzi, którzy
zadowoleni są z nazywania siebie terrorystami, a przecież w gruncie rzeczy są tylko
niepoważnymi fantastami, których hipokryzja nie ustępuje hipokryzji polityków,
którymi pogardzają. Co istotne, Lessing nie ocenia, nie pisze wprost, że ten
czy tamten jest prymitywny, słaby czy leniwy. Ogranicza się do przedstawienia
zdarzeń i wypadków, ocenę pozostawiając czytelnikom.
Mnie pozostawiła z pytaniem: czy Alice była dobrym
człowiekiem i terrorystką, czy też dobrą terrorystką i (zwykłym) człowiekiem?
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz