Danuta Wałęsa, Marzenia i tajemnice, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2012, 546 s.
Bardzo osobista, szczera opowieść o życiu, miłości, rodzinie
i politycznych przemianach. Z wspomnień wyłania się portret odważnej i mądrej
kobiety, która pragnęła miłości i rodzinnego szczęścia, a znalazła się w
centrum rewolucyjnych wydarzeń, które przetaczały się przez Polskę i jej małą
kuchnię na gdańskim blokowisku. Często ponad siły zmęczona, pod nieobecność
męża, który tworzył ruch Solidarności, Danuta była podporą rodziny. Śmiała,
otwarta na ludzi, teraz, kiedy spełniła się jako matka i żona, znalazła czas
dla siebie i dała światu opowieść o wielkiej historii i własnej rodzinie.
Mam ambiwalentne uczucia odnośnie tej książki. Danuta Wałęsa
zdecydowała się opowiedzieć o swoim życiu i trzeba przyznać, nie było to życie
przeciętnej Matki Polki, ale... jak tylko robi się ciekawie, pani Wałęsa z
emocji nie pamięta prawie nic. Tym samym nie wnosi żadnych osobistych wspomnień
o Sierpniu ’80, powrocie Wałęsy z internowania czy pięciu latach prezydentury
męża. Skupia się najczęściej na mało istotnych kwestiach, sypie banałami i w
sumie nie ma nic konkretnego do powiedzenia. Dzięki temu, że Lech Wałęsa stał
się symbolem „Solidarności”, a potem prezydentem Polski, pani Danuta (rzeczywiście
na imię ma Mirosława) miała niepowtarzalną okazję spotkać się z najbardziej
znaczącymi ludźmi nie tylko w naszym kraju, ale i na świecie. I nic z tego nie
wynika, nie wyniosła z tych spotkań nic, nie zrobiły na niej wrażenia, nie
interesowały jej.
Czytając „Marzenia i tajemnice” miałam chwilami wrażenie, że
czytam ni to gawędę, ni to zapis popołudniowych ploteczek prostej kobiety (swego
czasu – wiecznie w ciąży) o mężu, co wolał politykę od rodziny. Nieufnie
podchodzę do wszelkich autobiografii, bo człowiek z zasady nie będzie starał
się przedstawić siebie w niekorzystnym świetle, jeśli już wspomni o popełnionym
błędzie, to przy okazji znajdzie tysiąc i jedno usprawiedliwienie na swe
postępowanie. Podobnie jest i w „Marzeniach i tajemnicach” – bohaterka kreuje
się na osobę skromną, dzielną, samowystarczalną. Jakakolwiek pomoc okazywana
jej rodzinie zawsze była tylko namiastką, czymś niewystarczającym, czymś, co
biedna pani Wałęsa musiała potem dniami i nocami, w znoju i trudzie poprawiać,
dopracowywać. Brak jest w tej kobiecie należytego dystansu i do siebie, i do
innych. Brak prawdziwej pokory, brak wiedzy i pasji poznania.
A jednak nie żałuję czasu poświęconego na czytanie wspomnień
Danuty Wałęsy (pisałam już na początku o ambiwalentnych uczuciach). Może i nie
potrafiła wykorzystać okazji, jakie jej się przytrafiały, może tego nie
potrzebowała. Była żoną polityka z przypadku, żyła na świeczniku, stała się
celebrytką, ale czy to znaczy, że miała szczęśliwe życie? Szczęśliwe
małżeństwo? Szczęśliwą rodzinę? W imię polityki ona i dzieci poświęcili aż nazbyt
dużo. Nie można mieć wszystkiego. Danuta Wałęsa zdaje sobie z tego sprawę i
chyba to jest najważniejsze. Chcemy czy nie, na zawsze nazwisko Wałęsy wpisało
się w historię Polski, w „Marzeniach i tajemnicach” poznaliśmy bardziej
prywatną jego twarz, bo któż zna lepiej męża niż jego żona?
Moja ocena: 4
Ja dziś opisałam swoje wraźenia o książce Małgorzaty Tusk i są całkiem podobne do Twoich z dziś, a o książce pani Wałęsy miałam lepszą opinię, lecz teraz mam wrażenie, że coraz mniej tak myślę jak myślałam o niej jakiś rok temu
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją recenzję książki Małgorzaty Tusk i wydaje mi się, że trafiłaś w sedno pytaniem: po co powstają takie książki. Może zarówno Tusk, jak i Wałęsa chcą się dowartościować, bo niełatwo jest żyć w cieniu znanego polityka, a może uważają, że faktycznie mają coś do powiedzenia? Prawie wszyscy teraz piszą książki: piosenkarze, celebryci, więc może i żony polityków chcą dodać coś od siebie?
Usuń