Georges Vigarello, Czystość i brud. Higiena ciała od średniowiecza do XX wieku, W.A.B., Warszawa 1998, 288 s.
Ta niezwykła książka jest opowieścią o tym, jak zmieniało
się pojęcie czystości w naszej cywilizacji. Jest to też historia przemian
ludzkiej wrażliwości i ekspansji kultury w przestrzeń intymną człowieka. Przez
wiele lat to nie higieniści dyktowali kryteria czystości, ale autorzy
podręczników dobrych manier. Opowieść ta zaczyna się od przedstawienia
średniowiecznych wyobrażeń o higienie ciała, a kończy na współczesnym
aseptycznym wzorze czystości.
Lubię wiedzieć, jak to kiedyś było, jak dawniej postrzegano
świat, jak postrzegano problemy. W czasach obecnych higiena jest uczona już od
przedszkola. Wciąż powtarza się o konieczności mycia rąk przed jedzeniem czy
mycia zębów najlepiej po każdym posiłku. Nie ma nic przyjemniejszego po
wyczerpującej podróży (lub wyczerpującym dniu) niż znaleźć się na kilka minut
pod prysznicem, odprężyć się i pozbyć brudu dnia (lub jazdy). Dentysta pracuje
w rękawiczkach, sale operacyjne są sterylne, chirurdzy długo szczotkują swe
dłonie przed operacją. To wszystko jest nam znane i tak oczywiste, że trudno
sobie wyobrazić, że kiedyś świat wyglądał inaczej. (I tu mała dygresja: nawet
pisarze piszący powieści historyczne, gdzie wszystko niby zgadza się z realiami
epoki, potrafią popełnić faux pas i
kazać się myć bohaterom, bo mimo wszystko podchodzą do kwestii brudu w sposób
dwudziestowieczny).
Tymczasem historia czystości i brudu jest dość
skomplikowana. Ze starożytności wyniesiono naukę, że myć trzeba to, co
widoczne: twarz i ręce. Reszta była o wiele mniej istotna. I choć średniowiecze
na przykład słynęło z łaźni, to dość szybko przybytki te stały się synonimem...
burdeli. Pójście do łaźni nie oznaczało oddania się ablucjom lecz uciechom w
ramionach dziwek lub wielkiemu ucztowaniu.
Nie myto się, bowiem uważano, że mycie wodą jest szkodliwe!
Noworodków nie kąpano nie tylko codziennie czy raz w miesiącu. Nie kąpano ich w
ogóle i to niezależnie czy mowa o dziecku mieszczańskim, czy królewskim. Podstawą
siedemnastowiecznej higieny było wycieranie białą szmatką. W tym samym też
czasie wzrastało znaczenie bielizny, zaczęto ukazywać jej górną część i
mankiety. O czystości człowieka świadczyła czystość jego koszuli, z kolei brak
bielizny tożsamy był w początkach XVII wieku z niemożnością „umycia się”
(wytarcia szmatką).
Nieodłącznymi towarzyszami tak tragicznie zaniedbanych ludzi
było robactwo. Tępiono je doraźnie, pomagało to na jakiś czas, acz wszelkie
wszy szybko wracały. Problem istniał jeszcze pod koniec XIX wieku, skoro
Rimbaud, ten przewrotny młody poeta popełnił wiersz „Które iskają”:
W otwartym na ścież oknie dziecko przy nich siada,
Gdzie ranny błękit kąpie barwne grzędy zielne,
We włosy mu kroplami chłodna rosa pada,
I błądzą w nich sióstr palce cudne, a śmiertelne.
Gdzie ranny błękit kąpie barwne grzędy zielne,
We włosy mu kroplami chłodna rosa pada,
I błądzą w nich sióstr palce cudne, a śmiertelne.
„Czystość i brud” nie jest typową lekturą do poduszki.
Chwilami Vigarello przynudza skupiając się na teoriach, które odnośnie higieny wysnuwali
nowożytni lekarze. Chwilami podczas lektury może wziąć czytelnika obrzydzenie,
szczególnie kiedy mowa jest o robactwie, krostach i różnorakich wyciekach
skórnych. Ale we mnie, po latach studiów, pozostało już takie zboczenie, że
ciągnie mnie do monografii i biografii wszelakiego rodzaju.
Moja ocena: 5
Książka o tym, nad czym niejednokrotnie rozmyślałem, zaspokoiłaby moją ciekawość ;) Wpadłem już na Allegro, ale widzę, że kosztuje jakieś horrendalne pieniądze - nawet 70 złotych. Za używane egzemplarze, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńOjć. U Selkara jest (inne wydanie, ale zawsze) za 38 zł. To już normalniejsza cena :).
UsuńRzeczywiście, jak miło - dzięki za wskazanie, przy najbliższych większych zakupach (tj. mając rabat) przygarnę :-)
OdpowiedzUsuńZawsze do usług :)
Usuń