Elizabeth George, Gdzie jest Józef?, Świat Książki, Warszawa
1998, 604 s.
Debora i Simon St. James postanawiają spędzić urlop w
zimowej scenerii Lancashire. Na miejscu dowiadują się, że pastor Winslough, z
którym chcieli się spotkać, nie żyje - padł ofiarą przypadkowego otrucia.
Niezadowolony z orzeczenia koronera i zaniepokojony uczuciem między prowadzącym
dochodzenie posterunkowym a kobietą, która podała tragiczny posiłek, Simon
wzywa swego starego przyjaciela inspektora Thomasa Lynley’a. Wspólnie odkrywają
ponure i skomplikowane stosunki w miasteczku. Mieszkańców łączy ze sobą miłość,
nienawiść, żądza zemsty.
Końcówka roku 2012 (to nie pomyłka) nie nastrajała mnie
optymistycznie. Kryminały i thrillery miały być książkową ucieczką od ponurej
rzeczywistości. Stąd czytanie Kellermana, Gerritsen czy Elizabeth George.
„Gdzie jest Józef?” jest na pewno ciekawszy od „Kto z was
jest bez grzechu”, chociaż objętością tej drugiej nie ustępuje. Podobał mi się
klimat prowincjonalnego zaśnieżonego Lancashire, zamknięta społeczność,
bulgocąca seksualność dorastających dziewcząt i krążący gdzieś morderca. O ile
postacie miasteczka opisane są ciekawie, to główni bohaterowie, w tym przypadku
Deborah i St. James są idealni w swej miłości aż do wymiotów. Mają swoje wzloty
i upadki, acz kochają się tak, jakby poznali się wczoraj, a żaden kryzys
małżeński im nie straszny. Pewnie jestem niesprawiedliwa, zatem asekurująco
zapewniam, że jest to tylko i wyłącznie moje, subiektywne odczucie.
Jak dla mnie, za dużo w tej powieści wątków pobocznych,
powiązanych luźno albo wcale z głównym trzonem akcji. Rozprasza to, każe
zapamiętywać imiona, wytrąca z rytmu czytania. Na szczęście koniec jest równie
zadawalający, co ponury.
Moja ocena: 3.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz