niedziela, 13 kwietnia 2014

Dorota Sumińska „Autobiografia na czterech łapach”

Dorota Sumińska, Autobiografia na czterech łapach, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, 356 s.

Barwne anegdoty, dramatyczne zwroty akcji i zabawne zdarzenia rodzinne tworzą malowniczą sagę, w której zwierzęta i ludzie grają pierwszoplanowe role. Historia zaczyna się na Wołyniu, gdzie pradziadek autorki, hrabia Adam Halka Ledóchowski, zakochany od pierwszego wejrzenia w pięknej Tatarce, porywa ją i poślubia. Wbrew konwenansom, w imię romantycznej miłości i wspólnej pasji do koni, żyją długo i szczęśliwie dając początek dynastii, ludzi mądrych, pełnych fantazji i wielkich miłośników zwierząt. Zagłębiając się w rodzinną sagę Doroty Sumińskiej, poznajemy również pokolenia zwierzęcych towarzyszy rodziny.

Zarówno ta część autobiografii, jak i kontynuacja, rzuciły mi się w oczy kiedy byłam w bibliotece. Kiedyś już słyszałam nazwisko Doroty Sumińskiej, więc zdecydowałam się bez zbędnych wahań.
Książka obowiązkowa nie tylko dla miłośników zwierząt. Dorota Sumińska pisze o przeszłości swojej rodziny w sposób szczególny, bowiem chociaż opowiada o swoich antenatach, o rodzicach i w końcu o swoim życiu, to głównymi bohaterami i tak są zwierzęta: konie, krowy, jeże, węże, myszy, trafiają się nawet wielbłądy, ale przede wszystkim: psy i koty. O czworonogach, które na co dzień są naszymi towarzyszami pisać interesująco jest o wiele łatwiej niż o takich krowach na przykład, prawda? A Dorota Sumińska swe wspomnienia zaczyna od opowieści o krowie właśnie, ulubienicy swojej prababki. Aza, tak się owa obficie obdarowująca mlekiem krowa nazywała, chodziła w biustonoszu chroniącym jej cenne wymię i mogła spacerować wszędzie: skubać kwiaty z gazonu lub odwiedzać jadalnię. I nikt nie mógł o niej powiedzieć złego słowa. Dalej pani doktor Sumińska barwnie opowiada o pradziadkowych koniach (Arabach), wilczycy dziadka Piotra – Torze, wychowanej przez psy, krzyżówkach swego ojca Edwarda Sumińskiego, który „pracował” nad żubroniami, wreszcie opisuje swoje lepsze i gorsze wybory, gdzie w tle zawsze były zwierzęta. Niewątpliwie największym z nich (zwierzęciem, nie: wyborem) był osiemdziesięciokilowy owczarek izerski, pies Ciaposław – wynik skrzyżowania owczarka kaukaskiego, bernardyna i owczarka podhalańskiego: wielki, silny i niezwykle czuły, przybrany ojciec Drapka, którego Dorota Sumińska znalazła jako pięciotygodniowe nieszczęście na śmietniku w Topolinie.
Takich opowieści – pogodnych i smutnych, w autobiografii jest mnóstwo. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę, na styl i język pisania o czworonogach. Dorota Sumińska uwrażliwia czytelnika na indywidualność tak psich, jak i kocich charakterów. Podobnie rzecz ma się i z innymi zwierzętami. Niektóre są złośliwe z natury, chociaż chowane były od maleńkości w kochających domu, inne są ufne pomimo doznanych krzywd. Wszystkie jednak czują i nie wolno traktować ich jak zabawki czy maskotki. Zdolności gawędziarskie Dorota Sumińska odziedziczyła prawdopodobnie po dziadku (tym od wilczycy), bo autobiografia pełna jest anegdot i wspomnień ukazanych niby w lekkim stylu, ale przecież mówiących o sprawach ważnych.
Wielkim plusem książki pani doktor jest duża ilość zdjęć. Te najstarsze przedstawiają pradziadka Ledóchowskiego, te najnowsze – wszystkie zwierzęta przygarnięte przez Dorotę Sumińską. A po drodze pojawia się i młoda studentka weterynarii, i panna młoda, i mama ślicznej córeczki.
Spotkałam się z opinią, że pani Sumińska jest tak zakręcona na punkcie zwierząt, a z ludźmi nie zawsze jej wychodzi. Nie mnie oceniać nikogo, ale tyle jest wokół okrucieństwa wokół zwierząt, tyle bezmyślności, że osoby pokroju doktor Sumińskiej są jak najbardziej potrzebne. Jej słowa, apele i działalność, gdzie priorytetem są zwierzęta i mądra miłość do nich.
Moja ocena: 5

* * *

Sumińska Dorota; Autobiografia na czterech łapach;
Nasze życie warte jest tyle, ile dobrego zrobiliśmy dla innych. Warte jest tyle, ile dostało uśmiechów, okrzyków szczęścia, zamerdań ogonem, wymruczanych piosenek i uratowanych nawet malutkich, tycich żyć. Tak uważam.

Sumińska Dorota; Autobiografia na czterech łapach;
Sposób na życie to nie zawieść ufności tych, którzy od nas zależą. Jeśli doszłoby do sytuacji, w której nie byłoby ratunku dla moich zwierząt i miałoby je spotkać śmiertelne cierpienie, wolałabym wcześniej je uśpić — poddać eutanazji. Tak bym zrobiła. W takich sytuacjach w przypadku zwierząt jest to najuczciwszy wybór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz