niedziela, 6 kwietnia 2014

Simon Beckett „Zapisane w kościach”

Simon Beckett, Zapisane w kościach, Amber, Warszawa 2007, 278 s.

Runa. Mała spokojna wysepka na Hebrydach, odcięta od świata miotanym sztormem oceanem. Tam doktor David Hunter antropolog sądowy, który wie o śmierci wszystko i umie skłonić zmarłych do zwierzeń, ma odczytać ze spalonych kości przyczynę i okoliczności makabrycznego zgonu. Stajemy twarzą w twarz ze złem, wraz z bohaterem - człowiekiem, który zgłębił fizyczny proces śmierci, a mimo to nie jest ani o krok bliżej zrozumienia jej ostatecznej tajemnicy.

Doktor David Hunter zdołał się w końcu pogodzić z tragedią, jaka go spotkała przed laty. Dzięki wydarzeniom w „Chemii śmierci” znalazł nową towarzyszkę życia, niestety jednocześnie wrócił do zawodu antropologa, co wiąże się z wieloma wyjazdami i częstą nieobecnością w domu.
Tym razem trafia na małą wysepkę, gdzie ma poddać analizie dziwnie spalone kości. Zbrodnia to jedno, dziwne układy panujące na Runie – to drugie. Choć zagubiona na morzu, prawie opustoszała, Runa jest miejscem zainteresowania pewnego milionera, który inwestuje w wyspę nie tylko swoje pieniądze, ale i swój czas. Ludność odnosi się tak do morderstwa, jak i do nowego gościa nieufnie. Szalejący sztorm nie pozwala na wezwanie posiłków, do tego za Hunterem krok w krok niemalże chodzi dziennikarka wietrząca sensacyjny materiał. A zbrodniarz jest zdecydowany i nieprzewidywalny.
Do tej powieści Beckett wprowadził fantastyczny klimat odizolowania, intrygujący sposób popełnienia zbrodni, nie za dużo też jest pobocznych wątków, które by odciągały czytelnika od samej akcji. „Zapisane w kościach” czyta się zdecydowanie lepiej niż powieść debiutancką brytyjskiego dziennikarza. Jeśli ktoś gustuje w krwawych i zaskakujących rozwiązaniach – tym bardziej będzie zadowolony. Zbrodniarz działa do końca. Dla mnie właśnie ten koniec spodobał się najmniej, bo najbardziej lubię finały w stylu Herculesa Poirot, który gromadził wokół siebie podejrzanych i po długich wywodach wskazywał na winnego (lub winną). W życiu codziennym tak się nie da. Koniec zaproponowany przez Becketta nie jest może najbardziej prawdopodobny, jest za to niekonwencjonalny i dramatyczny.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz