czwartek, 3 kwietnia 2014

Robert Kaplow „Kto zabija najsłynniejszych amerykańskich pisarzy?”

Robert Kaplow, Kto zabija najsłynniejszych amerykańskich pisarzy?, Świat Książki, Warszawa 2009, 238 s.

Piszesz? To giń!
Z dnia na dzień świat traci ulubionych pisarzy... I to jak?! „Królowa romansów” Danielle Steel i Curtis Sittenfeld, jej następczyni – giną rozpuszczone w kwasie w hotelu Ritz. „Cesarzowa kryminału” Sue Grafton – zrzucona z Orient Ekspressu w odmęty wodospadu. Mistrz sensacji Tom Clancy – zmasakrowany w centrum miasta. Następny na tajemniczej liście jest sam Stephen King... Kto i dlaczego ich zabija?
Każdy rozdział napisany jest w stylu kolejnej ofiary, a na drodze do zaskakującego finału, jeśli wcześniej nie umrzecie ze śmiechu, spotkacie wiele innych sław, m.in. Anne Bancroft, Steve’a Martina i Gérarda Depardieu. Niepowtarzalna zabawa!

Przyznaję, że mam nieco wypaczone poczucie humoru. Nie spodziewałam się fajerwerków, szczególnie, że przed lekturą zerknęłam sobie na oceny czytelników na „Lubimy czytać”. Były miażdżące. I chyba przez przekorę postanowiłam się przekonać, dlaczego Kaplow ma trzy gwiazdki z hakiem na dziesięć możliwych.
Książka nie jest taka zła. Końcówka co prawda przewidywalna, ale niewątpliwą zaletą Kaplowa jest umiejętność naśladowania stylu opisywanych pisarzy. Nie znam twórczości Sue Grafton, a lekturę Danielle Steel darowałam sobie swego czasu po dwóch rozdziałach jakiegoś jej romansu, trudno mi zatem ocenić, jak Kaplow poradził sobie z pisaniem pod Grafton i pod Steel. Za to niezłe są fragmenty dotyczące Stephena Kinga, a już paranoidalny Tom Clancy rozbroił mnie zupełnie. Chwilami rechotałam jak głupia czytając o maniach Clancy’ego. Kaplow zamknął poprawność polityczną w dobrze strzeżonym sejfie i pozwolił sobie na prześmiewczość z pisarzy, którzy proponują produkty raczej niż literaturę. Broni się tylko King, którego nijak zaszufladkować się nie da, bo jak powtarzałam i powtarzać będę, ten facet jest z kosmosu i stąd ta jego niebywała płodność tekstowa.
„Kto zabija najsłynniejszych amerykańskich pisarzy?” to nie jest ani dzieło, ani tym bardziej wyrafinowana literatura. Ale nadaje się idealnie do pociągu lub na chwile relaksu, kiedy umysł jest zbyt zmęczony, aby przyswajać coś bardziej ambitniejszego. Taki typowy zabijacz czasu, kiedy się nie chce myśleć, kiedy jest zbyt gorąco i mózg pracuje na zwolnionych obrotach. Za dwa miesiące nadejdzie najlepszy czas na tego typu „literaturę”.
Moja ocena: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz