czwartek, 17 kwietnia 2014

Ryszard Kapuściński „Heban”

Ryszard Kapuściński, Heban, Czytelnik, Warszawa 1999, 342 s.

Kobra rzucała się i biła w podłogę z taką rozszalałą wściekłością i furią, że wewnątrz lepianki zrobiło się ciemno od kurzu. Biła ogonem z taką energią i siłą, że gliniana podłoga kruszyła się i rozpryskiwała, oślepiając nas tumanami pyłu. W pewnym momencie pomyślałem ze zgrozą, że nie damy rady, że gad wyśliźnie się nam i obolały, ranny, rozjuszony...

Summa afrykańska Ryszarda Kapuścińskiego. Ukoronowanie jego miłości do Afryki, miłości chyba odwzajemnionej, bo żaden Polak tak o Czarnym Lądzie nie pisał. Był przy najważniejszych wydarzeniach związanych z dekolonizacją, orientował się w niuansach afrykańskiej polityki i tej oficjalnej, i polityki bandytów, i kacyków. Ale przede wszystkim spędzał czas na podróżach z dala od turystów, bratał się ze zwykłymi ludźmi, z solą ziemi. „Unikałem oficjalnych szlaków, pałaców, ważnych figur i wielkiej polityki. Natomiast lubiłem jeździć przygodnymi ciężarówkami, wędrować z koczownikami po pustyni, być gościem chłopów z tropikalnej sawanny. Ich życie jest mozołem, jest udręką, którą znoszą jednak ze zdumiewającą wytrwałością i pogodą.” Unikał też dzielnic białych. W Dar es-Saalam zamieszkał pomiędzy Afrykańczykami, w pokoju z kuchnią, z dala od wszelkich wygód. Patrzono na niego jak na dziwaka. Kapuściński wiedział jednak, że inaczej nie zrozumie Afryki, nie wydobędzie esencji specyfiki kontynentu, mentalności jego mieszkańców i wszelkich niuansów.
Nie przepadam za książkami podróżniczymi, bo najczęściej nie przemawiają do mnie nawet opisy przyrody. Tymczasem język Kapuścińskiego jest tak barwny, żywy i obrazowy, że w wyobraźni pojawiają się sceny przezeń opisywane. Tak samo łatwo wyobrazić sobie wieczny ruch, marsz przez pustynie, sawanny i bezdroża afrykańskie. I smutek Autora po unicestwieniu kobry. I jego ból podczas malarii mózgowej.
Świetnie napisana (jak to u Kapuścińskiego), do przeczytania zawsze i wszędzie.
Moja ocena: 5.5

* * *

Kapuściński Ryszard; Heban;
Wjechaliśmy na ogromną równinę Serengeti, największe na świecie skupisko dzikich zwierząt. Wszędzie, gdzie spojrzeć, olbrzymie stada zebr, antylop, bawołów, żyraf. Wszystko to pasie się, hasa, bryka, cwałuje. A jeszcze tuż przy drodze nieruchome lwy, trochę dalej – gromada słoni, a jeszcze dalej, na linii horyzontu, wielkimi susami pomykający lampart. Nieprawdopodobne to wszystko, niewiarygodne. Jakby widziało się narodziny świata, ten szczególny moment, kiedy jest już ziemia i niebo, kiedy są - woda, rośliny i dzikie zwierzęta, a jeszcze nie ma Adama i Ewy. A więc właśnie ten świat ledwie narodzony, świat bez człowieka, a to znaczy - także i bez grzechu, widzi się tutaj, w tym miejscu, i jest to naprawdę wielkie przeżycie.

Kapuściński Ryszard; Heban;
- Rzecz w tym - mówi ksiądz Albert - że dawniej te kolumny były uzbrojone w dzidy i w łuki. Kiedy dochodziło do potyczki, ginęło w niej kilka osób, reszta poddawała się lub uciekała. A dzisiaj? Dalej są to kolumny nagich mężczyzn, ale już uzbrojonych po zęby w broń maszynową. Natychmiast otwierają ogień, masakrują okoliczną ludność, granatami burzą ich wioski, sieją śmierć. Tradycyjne konflikty plemienne trwają nadal, te same od wieków, ale dziś pociągają za sobą nieporównanie większą liczbę ofiar. - Z nowoczesnej cywilizacji - kończy – nie ma tu nic, ani światła elektrycznego, ani telefonu czy telewizora. Jedyne, co z niej dotarło, to broń maszynowa.

Kapuściński Ryszard; Heban;
Żyć w takim kraju [Ruandzie] - trudno. Bo ciągle jest dużo wiosek i miasteczek o ludności mieszanej. Jedni i drudzy mieszkają obok siebie, mijają się na drogach, pracują w jednym miejscu. A po cichu - spiskują. Bo w takim klimacie podejrzliwości, napięcia i lęku odradza się stara, plemienna, afrykańska tradycja tajnych sekt, sekretnych związków i mafii. Rzeczywistych i urojonych. Każdy do czegoś w skrytości należy, a także jest przekonany, że ten drugi, ten Inny, należy na pewno. I to, oczywiście, do przeciwnej, wrażej organizacji.

Kapuściński Ryszard; Heban;
Cała Afryka jest w ruchu, jest w drodze, w pogubieniu. Jedni uciekają przed wojną, drudzy przed suszą, inni przed głodem. Uciekają, błądzą, gubią się. Ten, który idzie z północy na południe, jest właśnie anonimową kroplą w ludzkich potokach, które toczą się po drogach czarnego kontynentu, pędzone albo strachem przed śmiercią, albo nadzieją znalezienia miejsca pod słońcem.

Kapuściński Ryszard; Heban;
Ilekroć w Afryce dopadną dyktatora, całe śledztwo, bicie, tortury będą obracać się zawsze wokół jednego - numeru jego prywatnego konta. W tutejszej opinii polityk jest synonimem szefa przestępczego gangu, który robi interesy na handlu narkotykami i bronią i odkłada pieniądze na kontach zagranicznych, bo wie, że jego kariera nie potrwa długo, że trzeba będzie uciekać i z czegoś żyć.

Kapuściński Ryszard; Heban;
Historia jest często produktem bezmyślności. Jest bękartem ludzkiej głupoty, płodem zaćmienia, idiotyzmu i szaleństwa. W takich wypadkach jest robiona przez ludzi, którzy nie wiedzą, co czynią, więcej - nie chcą wiedzieć, odrzucają taką ewentualność z odrazą i gniewem. Widzimy ich, jak zmierzają ku własnej zagładzie, jak sami szykują na siebie wnyki, jak zawiązują sobie pętlę, jak pilnie i wielokrotnie sprawdzają, czy te wnyki i pętle są mocne, czy będą wytrzymałe i skuteczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz