Mariusz Szczygieł, Zrób sobie raj, Czarne, Wołowiec 2010,
292 s.

Czechofilką to już pewnie nie zostanę, bo miłością wielką
darzę Walię i Szkocję, czyli krainy deszczowe i mgliste, ale poznać Czechy za
pośrednictwem redaktora Mariusza Szczygła to przyjemność, jakiej sobie odmówić
nie mogę.
Podoba mi się styl „Zrób sobie raj”, przesycony czeskością i
czeską pohodą, nawet wówczas, gdy
pisze o sprawach poważnych – polityce, laickości Czechów, cichych pochówkach
będących kiedyś koniecznością, teraz wolnym wyborem. Pogodność i śmiech naszych
południowych sąsiadów, dobre samopoczucie – to liczy się najbardziej, jakże są w
tym inni od naszego polskiego celebrowania nieszczęść i bólu, naszego
pragnienia, by świat w końcu przyznał, że żaden naród nie wycierpiał tyle, co
Polacy.
Szczygieł, bezwiednie czy nie, przejął ową pohodę pisząc reportaże o Czechach.
Opowieść o Janie Saudku – fotografie, który od kilkudziesięciu lat uwiecznia
kobiety na tle piwnicznej ściany różni się zasadniczo od wszelkich reportaży,
jakie pojawiają się w polskich magazynach i gdzie bohaterowie stawiani są na
piedestałach, udrapowani w niezwykłość, gdzie nawet ich wady tłumaczone są na
ich korzyść. Tymczasem Szczygieł rozmawia z artystami jak z ludźmi, a nie
kandydatami do odlania w brązie. Spaceruje z Davidem Černym po Pradze oglądając
jego rzeźby, słucha Barbory Štĕpánovej o spotkaniach polityków w piaskownicy, o
Stowarzyszeniu o Weselszą Przyszłość, opowiada o pewnym szczególnym oknie w
domu Heleny Teigovej (tłumaczki literatury polskiej) i jest w tym wszystkim
wielka ciekawość i życzliwość człowieka pragnącego poznać inną kulturę.
Szczygieł nie ocenia nikogo; no – poza Hrabalem, któremu
wytyka „oszustwo”, że wszystko może być piękne: głupie, pokraczne, podłe. Ale i
zaznacza, że to „oszustwo” również jest piękne, bo przecież każdy potrzebuje
jakiegoś cudu. Potem dodaje znamienne słowa: „Co więcej: to oszustwo jest potrzebne. Pożądają go zwłaszcza Polacy,
którzy na świat patrzą ze swoją wadą wrodzoną, bo w jednym oku siedzi nam etos,
a w drugim patos.”
Piękno życia i śmiech. Pisanie o pozytywnych stronach życia
często kończy się frazesem i banałem. Mało kto, szczególnie jeśli chodzi o
Polaków, potrafi ukazać pogodną stronę życia, nie ocierając się o kliszę. A pan
Szczygieł potrafi! „Śmiech wyzwala od
strachu przed diabłem, a wyzwalanie się od strachu przed diabłem jest mądrością
- wynika z rozprawy o śmiechu w «Imieniu róży» Umberto Eco - powieści, która
swój pierwszy impuls w głowie autora zawdzięcza jego pobytowi w Pradze podczas
radzieckiego najazdu. Myślę, że wynika z niej, jak i ze wszystkich innych
rozpraw na ten temat, że śmiech to władza. Władza nad tym, z czego się
śmiejesz.”
W „Zrób sobie raj” pan Szczygieł nie ogranicza się jedynie
do pohody. Opowiada o absencji Boga w
życiu Czechów (ale nie – w kulturze), zamkniętych kościołach, polskich
księżach, którzy spełniają w kraju sąsiadów swą posługę w wyludnionych świątyniach,
reminiscencji Praskiej Wiosny i psychozy wywołanej w polskich żołnierzach w
1968 roku, którzy wierzyli, że jadą walczyć z Niemcami!
„Zróbmy sobie raj” nie jest laurką, nie trąci fałszywą nutą
tekst pisany przez człowieka zakochanego w Czechach. Autentyzm przebija przez
każdą linijkę. Autentyzm i wspomniana już życzliwość. I to jest w tej
książce-reportażu najważniejsze. Pan Szczygieł jest obserwatorem wytrawnym, nie
pisze z pozycji osoby wszechwiedzącej. Jego obecność, chociaż stała, jest
dyskretna, zaledwie zaznaczona. Bo najważniejsi są jego bohaterowie i ci znani,
i ci anonimowi, poznani przez internet.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz