czwartek, 3 kwietnia 2014

Mariusz Szczygieł „Zrób sobie raj”

Mariusz Szczygieł, Zrób sobie raj, Czarne, Wołowiec 2010, 292 s.

Ze wstępu autora: „Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować. Jestem niechlujnym czechofilem, ta książka nie jest ani kompetentnym przewodnikiem po kulturze czeskiej, ani po Czechach. Nie jest obiektywna. Nie rości sobie pretensji do niczego. Jest wyłącznie o tym, co mnie za fascynowało przez ostatnich 10 lat, od kiedy pierwszy raz przyjechałem do tego kraju. Jest wielką notatką z lektur i ze spotkań z ludźmi, których chciałem tam spotkać. Słowem, jest o miłości przedstawiciela jednego kraju do innego kraju. Może jest jeszcze o czymś, ale to już zostawiam Państwu.”

Czechofilką to już pewnie nie zostanę, bo miłością wielką darzę Walię i Szkocję, czyli krainy deszczowe i mgliste, ale poznać Czechy za pośrednictwem redaktora Mariusza Szczygła to przyjemność, jakiej sobie odmówić nie mogę.
Podoba mi się styl „Zrób sobie raj”, przesycony czeskością i czeską pohodą, nawet wówczas, gdy pisze o sprawach poważnych – polityce, laickości Czechów, cichych pochówkach będących kiedyś koniecznością, teraz wolnym wyborem. Pogodność i śmiech naszych południowych sąsiadów, dobre samopoczucie – to liczy się najbardziej, jakże są w tym inni od naszego polskiego celebrowania nieszczęść i bólu, naszego pragnienia, by świat w końcu przyznał, że żaden naród nie wycierpiał tyle, co Polacy.
Szczygieł, bezwiednie czy nie, przejął ową pohodę pisząc reportaże o Czechach. Opowieść o Janie Saudku – fotografie, który od kilkudziesięciu lat uwiecznia kobiety na tle piwnicznej ściany różni się zasadniczo od wszelkich reportaży, jakie pojawiają się w polskich magazynach i gdzie bohaterowie stawiani są na piedestałach, udrapowani w niezwykłość, gdzie nawet ich wady tłumaczone są na ich korzyść. Tymczasem Szczygieł rozmawia z artystami jak z ludźmi, a nie kandydatami do odlania w brązie. Spaceruje z Davidem Černym po Pradze oglądając jego rzeźby, słucha Barbory Štĕpánovej o spotkaniach polityków w piaskownicy, o Stowarzyszeniu o Weselszą Przyszłość, opowiada o pewnym szczególnym oknie w domu Heleny Teigovej (tłumaczki literatury polskiej) i jest w tym wszystkim wielka ciekawość i życzliwość człowieka pragnącego poznać inną kulturę.
Szczygieł nie ocenia nikogo; no – poza Hrabalem, któremu wytyka „oszustwo”, że wszystko może być piękne: głupie, pokraczne, podłe. Ale i zaznacza, że to „oszustwo” również jest piękne, bo przecież każdy potrzebuje jakiegoś cudu. Potem dodaje znamienne słowa: „Co więcej: to oszustwo jest potrzebne. Pożądają go zwłaszcza Polacy, którzy na świat patrzą ze swoją wadą wrodzoną, bo w jednym oku siedzi nam etos, a w drugim patos.”
Piękno życia i śmiech. Pisanie o pozytywnych stronach życia często kończy się frazesem i banałem. Mało kto, szczególnie jeśli chodzi o Polaków, potrafi ukazać pogodną stronę życia, nie ocierając się o kliszę. A pan Szczygieł potrafi! „Śmiech wyzwala od strachu przed diabłem, a wyzwalanie się od strachu przed diabłem jest mądrością - wynika z rozprawy o śmiechu w «Imieniu róży» Umberto Eco - powieści, która swój pierwszy impuls w głowie autora zawdzięcza jego pobytowi w Pradze podczas radzieckiego najazdu. Myślę, że wynika z niej, jak i ze wszystkich innych rozpraw na ten temat, że śmiech to władza. Władza nad tym, z czego się śmiejesz.”
W „Zrób sobie raj” pan Szczygieł nie ogranicza się jedynie do pohody. Opowiada o absencji Boga w życiu Czechów (ale nie – w kulturze), zamkniętych kościołach, polskich księżach, którzy spełniają w kraju sąsiadów swą posługę w wyludnionych świątyniach, reminiscencji Praskiej Wiosny i psychozy wywołanej w polskich żołnierzach w 1968 roku, którzy wierzyli, że jadą walczyć z Niemcami!
„Zróbmy sobie raj” nie jest laurką, nie trąci fałszywą nutą tekst pisany przez człowieka zakochanego w Czechach. Autentyzm przebija przez każdą linijkę. Autentyzm i wspomniana już życzliwość. I to jest w tej książce-reportażu najważniejsze. Pan Szczygieł jest obserwatorem wytrawnym, nie pisze z pozycji osoby wszechwiedzącej. Jego obecność, chociaż stała, jest dyskretna, zaledwie zaznaczona. Bo najważniejsi są jego bohaterowie i ci znani, i ci anonimowi, poznani przez internet.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz