piątek, 4 kwietnia 2014

Jonathan Kellerman „Test krwi”

Jonathan Kellerman, Test krwi, Zysk i S-ka, Poznań 2001, 210 s.

Alex Delaware nigdy jeszcze nie spotkał się z podobnym przypadkiem. Pięcioletni Woody Swope jest bardzo ciężko chory, a jednak jego rodzice nie wyrażają zgody na kurację, która może uratować mu życie. Alex jedzie do szpitala, by przekonać ich do zmiany decyzji. Na miejscu okazuje się, że zarówno rodzice, jak i syn zniknęli, a w obskurnym pokoju hotelowym, w którym się zatrzymali, pozostałą tylko plama krwi a podłodze...

Szczerze powiedziawszy thriller byłby całkiem niezły, gdyby na koniec Alex Delaware ponownie nie udawał Jamesa Bonda. Cała intryga związana z pięciolatkiem i jego rodziną jest błyskotliwie wymyślona. Apodyktyczny ojciec, wyciszona do granic możliwości matka i córka zachowująca się jak zawodowa prostytutka to postacie, które sugerują, że nie wszystko w tej rodzinie jest w porządku. Ale patologia to dopiero wierzchołek góry lodowej skrywającej tajemnice miejsca ich zamieszkania. Kellerman się postarał i dał popis niczym nie ograniczonej wyobraźni. Delaware szukając zbiegów trafia dodatkowo na dziwaczną, pozornie niegroźna sektę „Dotknięcie”. Wszystko robi się coraz bardziej zagmatwane, a czas ucieka i pięciolatek wkrótce umrze, jeśli nie otrzyma pomocy lekarskiej. Dawno już nie czytało mi się Kellermana z taką przyjemnością, bo i wiedza fachowa pisarza miała pole do popisu, i jego fantazja.
Ale koniec schrzanił. Przedobrzył. Zrobił z ciekawego thrillera typowy hollywoodzki produkt, gdzie musi być dużo huku i akcji. Niepotrzebnie.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz