Agatha Christie, Autobiografia, Prószyński i S-ka, Warszawa
1998, 590 s.

Jest to autobiografia o tyleż niezwykła, że Agatha Christie
pisała ją przez piętnaście lat. Jakby mimochodem pomiędzy powieściami o
Herkulesie Poirot i pannie Marple. Sama zresztą Christie przyznała, że jej
pisanie to wspomnienia bardziej niż autobiografia. „Wspominanie to jedna z rekompensat,
jakie przynosi wiek, i to rekompensat z pewnością bardzo miłych.”
Pisarka miała dobre i ciekawe życie. Kładąc na jednej szali
wszystko to, co pozytywne a na drugiej – smutne i negatywne, przeważają te
pierwsze wydarzenia: szczęśliwe dzieciństwo, podróże, nieograniczona
wyobraźnia, stworzenie ponadczasowych detektywów, udane małżeństwo numer dwa.
Spełnionego, bogatego życia nie sposób docenić bez chwil troski, takimi
punktami była śmierć ojca pisarki, koniec pierwszego małżeństwa i uwarunkowania
historyczne (dwie wojny światowe).
W „Autobiografii” Christie nie zdradza żadnych sensacji z
własnego życia. Pomija milczeniem sławny epizod z 1926 roku, kiedy to zniknęła
na dziesięć dni. O swoim pierwszym mężu pisze z czułością i do końca stara się
go w jakiś sposób usprawiedliwiać. Nie atakuje go korzystając ze swojej sławy i
swych możliwości. Opisując dni kiedy została sama, zraniona i zdezorientowana,
Christie ogranicza się do podania kilku faktów i stanu swego ducha. Czuć
jednak, że rozstanie bolało ją, tym bardziej że z domu wyniosła wspomnienie
szczęśliwego małżeństwa swych rodziców. Była także przedstawicielką swoich
czasów i rozwód kojarzył się jej z klęską. Miała poczucie winy, że zgodziła się
na usankcjonowane przez prawo rozstanie, że nie przeczekała szaleństw męża. W
dzisiejszym świecie, kiedy idea małżeństwa uległa dewaluacji, skrupuły Agathy
Christie brzmią staromodnie. A o staromodność trudno pisarkę posądzić.
Rozstanie odreagowała w niekonwencjonalny sposób: podróżą Orient Expressem.
Potem wielokrotnie (za sprawą drugiego męża) wracała na Bliski Wschód. Równie
niekonwencjonalne było jej drugie małżeństwo – z czternaście lat młodszym
archeologiem.
Podróże – te fragmenty autobiografii Christie są najbardziej
frapujące. Przynajmniej moim zdaniem. Pamiętajmy – był początek XX wieku, co
prawda Wielka Wojna uczyniła już pewien wyłom w życiu kobiet, ale nadal
postrzegane były głównie jako osoby zajmujące się ogniskiem domowym. Tymczasem
małżeństwo Christie wyruszyło w podróż dookoła świata. Były lata dwudzieste, o
dekolonizacji nikt wówczas nie myślał, jawiła się może jako fantazja w głowach
kilku afrykańskich studentów. Małżeństwo jechało w Misji Imperium Brytyjskiego,
mieli zatem zapewnione wszystko co najlepsze, najbardziej wygodne. To wówczas
Agatha Christie zobaczyła Kapsztad, Wodospady Wiktorii, Melbourne, Sydney,
Hobart. W Honolulu uczyła się surfowania. Potem wizyta w Ottawie, Nowym Jorku.
Czyż to nie brzmi jak bajka? A późniejsze wyprawy Orient Expresem, wizyty w
Bagdadzie nie tkniętym późniejszą wojną, majestat Ur?
Oczywiście Christie nie pominęła wątków swoich bohaterów.
Pisała o tym, jak zrodził się w jej głowie Hercule (nie Herkules!) Poirot, kto
był pierwowzorem panny Marple, dlaczego zdecydowała się na napisanie powieści,
której akcja działa się w starożytnym Egipcie. Te fragmenty szczególnie powinny
zainteresować zagorzałych wielbicieli tak belgijskiego detektywa, jak i starej
panny z St. Mary Mead.
Czyta się autobiografię bardzo dobrze. Zazwyczaj oszczędna w
słowa w swoich kryminałach, Agatha Christie w opowieści o swoim życiu
przywołuje klimat powiktoriańskiej Anglii, potem Anglii powojennej. Pisze o
konwenansach, sposobie wychowywania dzieci, małżeństwach wojennych, czyli
wszystkim tym, co splatało się nie tylko na jej historię, ale i historię jej
kraju. A co najważniejsze pisze ciekawie, sentyment nie przesłania obiektywizmu.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz