środa, 5 marca 2014

Jonathan Aycliffe „Szepty w ciemności”

Jonathan Aycliffe, Szepty w ciemności, Amber, Warszawa 2009, 224 s.

Po śmierci ojca czternastoletnia Charlotte trafia do posiadłości dalekich krewnych, wielkiego dworu położonego na odludziu. Życzliwość gospodarzy, piękne stroje, wyszukane potrawy wszystko tu przypomina jej dawne dostatnie życie i daje poczucie bezpieczeństwa. Lecz gdy zapada zmierzch, dwór zmienia swe oblicze. Coś czai się w mroku, coś obserwuje Charlotte z ciemności. I jest coraz bliżej...

Książka trafiła w moje ręce przypadkowo. Wypożyczona została w Bibliotece Dziecięcej dla mojej starszej córki. Córce się nie spodobała, bo: „to są wspomnienia jakiejś starej kobiety!”. Mnie jednak zaciekawił ten odludny dwór (i narracja w formie wspomnień).
Klimatem powieść Aycliffe’a zbliża się chwilami do „Dziwnych losów Jane Eyre”. Tutaj mamy rodzeństwo i owdowiałą matkę, którzy w wyniku nietrafionych inwestycji ojca i męża, po jego śmierci dziedziczą tylko długi. W końcu trafiają do przytułku. Aycliffe opisuje ponure życie nędzarzy, bezzasadne okrucieństwo zasad i reguł ich obowiązujących. Jest to zatem nie tylko horror, ale i książka po części obyczajowa, ukazująca zmierzch epoki wiktoriańskiej pozbawiony blichtru wyższych sfer, acz równie mocno ulegającej konwenansom i zakłamaniu.
Młoda, czternastoletnia Charlotta wychodzi z przytułku, by stać się pomywaczką. Jej los jest niewiele lepszy, nadal cierpi głód i biedę, ale w perspektywie ma możność zostania pokojówką, kiedyś, gdzieś... Tęsknota za bratem, z którym rozdzielono ją tuż po przybyciu do przytułku, popycha ją do ucieczki i odszukania bogatych kuzynów. Dopiero po przybyciu do Berras Hall zaczyna się horror i... nuda.
Aycliffe nie stara się ani zaciekawić, ani nastraszyć czytelnika. Jego upiory nieodparcie przyprawiają o wrażenie, że to już było i to lepiej, straszniej napisane. Cała akcja zaczyna się ciągnąć niczym sparciała guma od majtek, raz po raz dostajemy tylko opisy strachu, tajemniczych płaczów, posępnego stwora sunącego ku domowi. Czegokolwiek Charlotta nie robi, skazane jest to na niepowodzenie i aż dziw, że udało się jej przeżyć.
Koniec z jednej strony zaskakuje infantylnością i niezrozumiałością poczynań niektórych bohaterów. Z drugiej jednak – wątek rodzeństwa jest doprowadzony do tragicznego finału. Cóż z tego, skoro do końca nie pojmuję o co chodziło z tymi duchami, dlaczego aż tak bardzo łaknęły krwi. Nie wiadomo co właściwie uczynił antenat rodu Ayrtonów. Szkoda, że Aycliffe potraktował część zasadniczą tak po macoszemu, chwilami urągając logice gatunku.
Książka gruba nie jest, czyta się ją szybko. Część obyczajowa jest fantastyczna. To jej zalety. Ale jako horror jest taka sobie.
Moja ocena: 3.5

2 komentarze:

  1. Ja miałem wrażenie, że Aycliffe na siłę stara się budować nastrój grozy i w końcu wyszła z tego taka karykatura horroru. Początek jest niezły, facet pisać potrafi, ale chyba nie do końca wie o czym chce opowiedzieć ;) Jego "Pokój Naomi" podobał mi się odrobinę bardziej, możesz spróbować. I tam początek jest znakomity, a później zaczynają się pewne zgrzyty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sprawdzałam, nie mają "Pokoju" w tutejszej bibliotece :/

      Usuń