piątek, 21 marca 2014

Susan Isaacs „Kompromitacja”

Susan Isaacs, Kompromitacja, Amber, Warszawa 2008, 280 s.

Judith ma trzydzieści cztery lata, dom na przedmieściu, dwoje dzieci i wiecznie zapracowanego męża. W takiej sytuacji trudno się spodziewać, że przydarzy się coś ekscytującego. A jednak! Sąsiad Judith zostaje zamordowany. Kto aż tak bardzo nie znosił doktora Flecksteina: zawistny kolega po fachu, wściekła pacjentka, zazdrosny mąż? Powiedzmy sobie szczerze, pan doktor miał to i owo na sumieniu. Judith postanawia rozwiązać zagadkę tego zabójstwa. Prywatne śledztwo staje się jej pasją, zwłaszcza od chwili, gdy policyjnym dochodzeniem zaczyna kierować seksowny porucznik...

Zmarnowałam czas czytając tę książkę. Zdecydowania najsłabsza i najbardziej przereklamowana pozycja na mojej ubiegłorocznej liście. Ta powieść ma jedną acz niezaprzeczalną wadę: jest nudna!
Całość skupiona jest wokół trzydziestoczteroletniej gospodyni domowej, która się nudzi, więc postanawia rozwiązać sprawę morderstwa dentysty, którego znała (raz była u niego na wizycie, raz widziała go w kolejce do kina, raz był na spotkaniu szkolnym – zaiste strasznie się kobieta nudzić musi, skoro wstrząsa nią morderstwo osoby trzykrotnie spotkanej). Włazi wszędzie, zadaje głupie pytania i zanudza innych. Jeśli nie chce, żeby dzieci wiedziały, co mamusia narozrabiała, mówi do sąsiadek po francusku. Znudzona wiecznie nieobecnym mężem zaczyna podkochiwać się w detektywie prowadzącym śledztwo. Jest do tego stopnia dzielna, że zgadza się na prowokację i założenie sobie podsłuchu. Z dnia na dzień staje się niemalże agentką Mosadu i femme fatale w jednym, która dla niepoznaki zachowuje się jak podekscytowana podfruwajka.
Finał przewidywalny, okraszony perwersją rodem z przedmieść. Bohaterowie niesympatyczni. Dialogi drętwe do bólu.
Pomimo zachęcających opinii „New York Timesa” czy „Washington Post” nijak nie mogłam się w „Kompromitacji” doszukać ani błyskotliwego humoru, ani prześmiewczości, ani satyry. Dodanie zaś słów, że „książki tej amerykańskiej autorki (...) przypominają bestsellery Joanny Chmielewskiej” jest ze strony wydawnictwa ordynarnym nadużyciem.
Nie czytać. Unikać. Lepiej się wybrać na spacer.
Moja ocena: 0.5 (Pół punktu dałam tylko z powodu mojego straconego czasu!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz