poniedziałek, 10 marca 2014

Stanisław Broszkiewicz „Taniec kogutów”

Stanisław Broszkiewicz, Taniec kogutów, Śląsk, Katowice 1972, 135 s.

Zbiór opowiadań o polskich żołnierzach przebywających po II wojnie światowej w Szkocji. 

Może nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale Stanisław Broszkiewicz zapewnia czytelnikom iście przednią zabawę, nie pozbawioną nutki zadumy.
W „Tańcu kogutów” mamy nieczęstą przyjemność przyjrzenia się polskim bohaterom nie z perspektywy ich dokonań wojennych, ale ich zwykłego życia po wojnie, aklimatyzacji pośród szorstkich, chwilami szalenie ksenofobicznych Szkotów. Nie ma w opowiadaniach wielkich słów, odwrotnie – często są zdania dosadne, żołnierskie. A przecież przebija przez tę książeczkę życzliwość i pogoda. Broszkiewicz nie stroni od poczucia humoru, chwilami rubasznego, to znowu zmienia się w neutralnego obserwatora. Ale jednoznacznie ukazuje, że Szkoci to naród, który nie tylko ze skąpstwa powinien być znany.
Celne puenty stanowią przysłowiową wisienkę na torcie.
Poniżej cytaty z dwóch opowiadań. Ironia, zgryźliwość i jednoczesna duma narodowa zapewniają naprawdę parę godzin doskonałej rozrywki. Bo czyż jest coś lepszego niż prosty acz specyficzny humor i możliwość poznania, jak żyło się członkom Polskich Sił Zbrojnych na emigracji?
Moja ocena: 5.5

* * *

Broszkiewicz Stanisław; Ostatni salut brygadiera Greene’a;
Z bólem żegnamy dziś świetnego podoficera, dziel­nego żołnierza, dobrego kolegę, ozdobę armii. Z bólem tym większym, że zmarły należał do mojej brygady. O ileż by nam było lżej, gdybyśmy przyszli na po­grzeb jakiegoś żółtodzióba z marynarki czy lotnictwa' W ogóle ci lotnicy za bardzo zadzierają nosa. A co wy na to, waleczni żołnierze piechoty? Nic, a zatem gówno.

Broszkiewicz Stanisław; Yankee Doodle;
„... jeśli to jest naprawdę Polak, a nie jakaś snobizująca się na Polaka angielska wywłoka, to może wziąć udział w zebraniu klanu. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt często otwierał swego słowiańskiego ryła...”

Broszkiewicz Stanisław; Yankee Doodle;
— Otóż wiedz, Yankee, że kiedy twoi zafajdani przodkowie płynęli do Ameryki w swoich złodziejskich interesach, taki na przykład Robert Hawkins urodził się jako piętnasty prawnuk Henry Hawkinsa, który zdobywał Jerozolimę i przywiózł stamtąd dwa wielbłądy...
— I trypra — dopowiedział Peter szeptem i mrugnął do mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz