czwartek, 20 marca 2014

Agatha Christie „Zatrute pióro”

Agatha Christie, Zatrute pióro, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, 200 s.

Spokojne miasteczko na angielskiej prowincji gnębi plaga anonimów. Pisane są wyjątkowo agresywnym tonem, pełno w nich plugawych inwektyw, wszystkie mają podtekst seksualny. Otrzymują je zarówno jego mieszkańcy, jak i przyjezdni- w tym młody pilot Jerry Burton, który przybył tu na rekonwalescencję po poważnym wypadku. Z początku bagatelizuje on rozsyłane, zdawałoby się, bez żadnego zamysłu listy, z czasem jednak, poruszony wpływem, jaki mają na mieszkańców Lymstock, stwierdza, że dla uzdrowienia pełnej narastającego napięcia atmosfery należy zdemaskować autora. Niestety, jest już za późno, nienawiść zbiera śmiertelne żniwo.

Mając do wyboru kryminały z panną Marple i Herkulesem Poirot, chętniej sięgam po te pierwsze. Starsza, nieco wścibska, acz charakteryzująca się żelazną logiką starsza dama niezmiennie budzi mój podziw. Szkoda tylko, że najczęściej pojawia się na miejscu akcji tak późno, zazwyczaj w połowie lub wręcz prawie przy końcu książki.
W „Zatrutym piórze” Jane Marple jest stanowczo zbyt mało! Głównymi bohaterami Agatha Christie uczyniła tym razem młode rodzeństwo i to właśnie z ich perspektywy, a dokładniej – Jerry’ego Burtona poznajemy rozwój wypadków. Zaczyna się niewinnie – od anonimów, przykrych i nieprawdziwych, ale ich ilość zaczyna budzić podejrzenie, że „nie ma dymu bez ognia” i kto wie, może w jakimś momencie nieznany autor ma rację? Może ktoś skrywa plugawą tajemnicę?
Młody rekonwalescent zabiera się za wyjaśnienie zagadki, ma nawet przebłyski inteligentnego kojarzenia faktów, ale dopiero pod wpływem panny Marple i jej dociekliwych pytań Jerry Burton zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, co mu przychodziło do głowy. A stąd jest już tylko krok do rozwiązania zagadki.
Christie po raz kolejny przekonuje czytelnika, że sielskość małych angielskich miasteczek to mit i blaga. W każdej społeczności trafi się ktoś, kto nie potrafi utrzymać swych morderczych instynktów na wodzy, ulegnie zbytniej namiętności lub też żądzy zysku. W Lymstock znajdujemy cały wachlarz różnych, często niezbyt przyjemnych osobowości. Plotki, urazy, niechęć – to wszystko jest mniej lub bardziej wpisane w naturę człowieka. W kryminałach z panną Marple nie rządzi zasada drobiazgowej analizy faktów i pracy „szarych komórek”, lecz zgłębianie ludzkich przywar. W dzisiejszych czasach Jane Marple mogłaby być genialną psycholożką, bowiem nikt tak jak ona nie zgłębił psychiki innych ludzi. Jej analogie do osób, które znała i zna są zazwyczaj strzałem w dziesiątkę. Nie inaczej jest w „Zatrutym piórze”, które całkiem dobrze się czyta.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz