środa, 5 marca 2014

Steven Runciman „Dzieje wypraw krzyżowych”

Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 1, Pierwsza krucjata i założenie Królestwa Jerozolimskiego, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, 375 s.
Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 2, Królestwo Jerozolimskie i frankijski Wschód 1100-1189, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, 518 s.
Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 3, Królestwo Akki i późniejsze krucjaty, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988, 564 s.

W trzytomowym dziele „Dzieje wypraw krzyżowych” omówiona została nie tylko geneza i historia wypraw krzyżowych, ale również dzieje państw frankijskich na Wschodzie. Autor, znakomity brytyjski mediewista i bizantyista, zadziwia erudycją i mnogością szczegółów, zachwyca pięknem i klarownością języka jak w każdej jego książce tu również ożywają ludzie, słychać szczęk oręża i ściszone głosy uczestników tajnych rozmów. Książka zawiera szczegółowe indeksy oraz tablice genealogiczne.

Steven Runciman miał nie tylko wielką wiedzę, ale też i dar jej przekazywania w sposób interesujący. Trzytomowe „Dzieje wypraw krzyżowych” to monografia obszerna, przez która przewijają się dziesiątki osób: rycerzy, duchownych, świętych, kobiet, władców chrześcijańskich i islamskich. Przez ponad tysiąc dwieście stron ciągnie korowód imion i nazwisk, które brzmią znajomo i takich, których przeczytanie nawet, jest wyczynem. A wszystko to składa się na historię podboju Ziemi Świętej, powstanie Królestwa Jerozolimskiego, późniejsze cięgi, jakie zbierali Frankowie na Bliskim Wschodzie, pomniejszenie ziem, nad którymi panowali do Królestwa Akki i wreszcie utrata tej ostatniej.
Trudność w czytaniu „Dziejów wypraw krzyżowych” nie tkwi w ich obszerności. Raczej w zagadnieniach, jakie wybrał Steven Runciman. Runciman skupił się bowiem przede wszystkim na drobiazgowym opisywaniu każdej kampanii wojennej, każdej potyczki, która miała miejsce w okresie krucjat, a było ich mnóstwo, bowiem Królestwo Jerozolimskie i okoliczne chrześcijańskie księstewka były tworami niestabilnymi i granice ich wciąż ulegały zmianom. Dowiadujemy się kto kogo napadł, w jaki sposób i dlaczego. A za tym idą nazwiska, owe dziesiątki nazwisk i chwilami człowiek się po prostu gubi. Tym bardziej że panowała moda na pewne imiona (a podobno jest to zjawisko nowe!) i samych Rajmundów mamy dziewięciu, Baldwinów – jedenastu, a Gotfrydów – trzynastu. Prawie wszyscy są ze sobą wiecznie skłóceni, sojusze zmieniają się, władcy trafiają do długoletnich niewoli, panuje ogólny rozgardiasz. Jedyną stałą w tym tyglu zmiennych jest niechęć templariuszy do szpitalników i nawzajem. Runciman wykonał tytaniczną pracę już tym, że ogarnął ten żywioł ludzki, tych rycerzy pragnących sławy, władzy i ziem, o różnych sympatiach i antypatiach. Sprzyjały nawiązywaniu stosunków okresy, kiedy nie walczono. Niech przykładem będzie zima 1189 roku kiedy dwie armie: chrześcijańska i islamska stały naprzeciwko siebie, żadna zaś nie porwała się na podjęcie poważniejszych akcji zbrojnych. Wspólnie spędzony okres sprzyjał porozumieniu i wzajemnemu poznaniu.
Celne, nie pozbawione ironii są opinie Runcimana o postaciach, które zwykle uznajemy za nieskazitelne. Ryszarda Lwie Serce podsumował tak, jednym zdaniem: „Był złym synem, złym mężem i złym królem, ale dzielnym i znakomitym rycerzem.”
Zwykliśmy kojarzyć z okrucieństwem raczej muzułmanów niźli chrześcijan. Jednakże do największych masakr doprowadzili właśnie krzyżowcy. Zdobywając Aleksandrię w 1365 roku, sprawili, że miasto spłynęło krwią i było tej posoki o wiele więcej niż w Jerozolimie 1099 roku czy Konstantynopolu roku 1204, kiedy również krzyżowcy znaczyli swą drogę mieczem i trupami. Chrześcijanie łupili nie tylko wrogów, zabijali i siekli każdego, kto stanął im na drodze. Niszcząc Aleksandrię, gdzieś mieli sojusze i kilkaset lat świętych wojen. Nie wynieśli z przeszłości nie tylko humanitaryzmu, ale również nie potrafili wyciągnąć nauk z przegranych lub wygranych potyczek. Rycerze i władcy często starali się iść na miasta mało istotne strategicznie, acz znaczące dla wroga (vide: Damaszek). Po czwartej wyprawie krzyżowej, skierowanej nie przeciwko niewiernym, ale przeciwko chrześcijanom wschodnim, zaczęła się dewaluacja terminu „krucjata”.
Runciman doprowadza swą opowieść do chwili upadku Konstantynopola. Ostatnie pięćdziesiąt lat przed upadkiem Cesarstwa Bizantyjskiego traktuje skrótowo, bowiem tematowi poświęcona jest odrębna monografia Runcimana: „Upadek Konstantynopola 1453”.
Lektura „Dziejów...” to nie tylko historyczne bitwy, zbożne cele i wielce rycerze. To również monografia gęsta od zakrzepłej krwi, przelanej w imię religii, bezsensowne rzezie, które miały sławić krzyżowców czy muzułmanów. Chwilami męcząca od nadmiaru ruchów wojsk i ich przywódców, w większości zaś – fascynujący obraz Bliskiego Wschodu ostatnich wieków średniowiecza.
Polecam.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz