poniedziałek, 24 marca 2014

William Faulkner „Kiedy umieram”

William Faulkner, Kiedy umieram, Czytelnik, Warszawa 1968, 291 s.

Napisana w 1930 roku jedna z najznakomitszych powieści Faulknera, opowiadająca o rodzinie Bundrenów, „biednych białych” z Południa, łączy elementy bohaterstwa i groteski, grozy i komizmu, humoru i makabry.
Postaci Williama Faulknera mają w sobie prawdę ludzką, która wzrusza nas bardziej niż egotyzm opisywanego środowiska. Nie możemy pozostać obojętni wobec kłopotów, ubogich radości, przeżyć tych ludzi, choć są tak poniżeni i pozornie odczłowieczeni.

Woziłam „Kiedy umieram” ze sobą dosyć długo, bo pasowała idealnie do torebki na czas podróży. Definitywnie skończyłam powieść dopiero na trasie Białystok-Warszawa. Mała, poręczna, można było trzymać ją w górzei i nie bolał nadgarstek. W podróży, kiedy ciężko jest mi znaleźć wygodną pozycję (mam tendencje do rozpychania się), kiedy przypieka słońce i jest duszno (był koniec lipca 2013 roku) Faulknerowskie „Kiedy umieram” było dobrym wyborem.
W książce króluje makabra. Bundrenowie jadą pogrzebać żonę i matkę do Jefferson, aby stało się zadość jej woli. Wszystko jednak trwa aż nazbyt długo. Podczas wędrówki wydarza się nieuniknione: trup zaczyna się rozkładać, gdziekolwiek rodzina się nie pojawi, czuć przede wszystkim ten trupi odór. Los także jest przeciwko nim. Jeden z braci ulega wypadkowi, a wówczas inni wpadają na „genialny” pomysł zalania złamanej nogi... betonem. Jest z nimi siostra, która ma w głowie tylko jedno: kupić w większym mieście lekarstwo na wywołanie miesiączki.
Bundrenowie to biała biedota, równocześnie mają typowy dla Południa i chłopów sposób myślenia. Dowodem tego jest finał, którego bohaterem jest ojciec. Ale przez całą, dziesięciodniową drogę Faulkner zapoznaje czytelnika z ich mentalnością. Jest to powieść drogi i nietypowych sytuacji zdarza się wiele. Trudno jest poczuć sympatię do ludzi, których spotykają i którzy ich wykorzystują. Młodsze pokolenie Bundrenów ma jednak w sobie coś ożywczego, smutek wywodzący się z wiecznej biedy, ale i uczucia nastrajające pozytywniej. Ktoś inny już na początku darowałby sobie daleką, i nie ma co ukrywać, kosztowną podróż i pochował zmarłą tam, gdzie nadszedł kres jej życia. Rodzina jest jednak uparta. I ten upór przebija z każdej sytuacji, która nie szła po ich myśli.
„Kiedy umieram” nie jest książką łatwą. Wciąż zmieniająca się perspektywa, z jakiej widzimy podróż (raz opowiada Darl, to znowu wątek podejmuje Tull, potem przychodzi kolej na Vardmana) skutecznie mąci w głowie, a zawiły Faulknerowski styl pisania też nie ułatwia zrozumienia, czego dotyczą nieporozumienia między braćmi, jaka tajemnica przeszkadza im w pełni być sobą. Ale jest to i książka dobra, literatura z najwyższej półki, gdzie liczy się styl, dobór słów, a dopiero potem sensacja czy groteska.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz