Camilla Läckberg, Księżniczka z lodu, Czarna Owca, Warszawa
2009, 424 s.
W niewielkiej miejscowości na zachodnim wybrzeżu Szwecji,
wśród małej, zamkniętej społeczności, gdzie wszyscy się znają i wszystko o
sobie wiedzą – w jednym z domów odkryto zwłoki młodej kobiety. Początkowo
wszystko wskazuje na samobójstwo, okazuje się jednak, że Alex została
zamordowana. Prywatne śledztwo rozpoczyna Erika Falck – pisarka i przyjaciółka
Alex z dzieciństwa, do której dołącza miejscowy policjant Patrik Hedström.
Pewnego grudniowego dnia zeszłego roku pomyślałam, że
książki Läckberg już wystarczająco się odleżały na mojej półce. Pomimo falstartu
z „Zamiecią śnieżną...” postanowiłam, że skoro jest zima bez śniegu, to chociaż
sobie poczytam o mroźnej Fjällbace.
Rozczarowałam się
srodze. Niby intryga jest, niby postaci są opisane dobrze, ale niestety pani Läckberg
ma (przynajmniej w „Księżniczce z lodu”) irytującą manierę bycia nieuczciwą w
stosunku do czytelnika. Emma Falck dowiaduje się o rzeczach, które dopiero
potem wychodzą na jaw, w jej rozmowach z zainteresowanymi. Moment z
przeczytaniem porwanego tekstu wyciągniętego z kosza na śmieci jest najbardziej
wymowny. Läckberg powinna przekazać wiadomość i czytelnikom, zamiast tego
musimy czekać, aż autorka zdecyduje się na właściwą chwilę. Tym samym czytelnik
z góry stoi na straconej pozycji i może być tylko obserwatorem poczynań Emmy.
Drugą kwestią jest styl pisania Läckberg. Jest chwilami tak
zawiły, wypełniony zaimkami i przenośniami, że można się pogubić kto, co i jak.
Nieścisłości występują też w wypowiedziach dotyczących istotnych kwestii: co i
kiedy się zepsuło, kto i kiedy odwiedził denatkę przed śmiercią. Ponad 400
stron nudy i marnego stylu pisania. Bardzo mi się nie podobało i ledwo
dobrnęłam do końca, chociaż pomimo utrudnień ze strony autorki, wreszcie
zaczęłam się domyślać jakie tajemnice zabrała ze sobą do grobu tytułowa „księżniczka
z lodu”. Nie rozumiem fenomenu Läckberg. Na półce stoją jeszcze trzy jej
kolejne książki, pewnie kiedyś po nie sięgnę. Ale szkoda mi wydanych pieniędzy.
Mogłam zamiast powieści Läckberg kupić o wiele lepsze książki.
Moja ocena: 2
Widziałam, że często nazwisko Läckberg się pojawia tu i ówdzie. Powiedziałam sobie, że kiedyś trzeba sprawdzić. Teraz już nie jest mi tak prędko ;)
OdpowiedzUsuńJeśli masz na oku inne lektury, to Läckberg możesz sobie spokojnie darować :)
UsuńDobrze wiedzieć, bo moja lista "do przeczytania" już teraz jest za długa :)
Usuń