Max Frisch,
Homo Faber, Muza, Warszawa 2000, 225 s.
„Homo Faber” to powieść o sprawach miłości i śmierci, to
historia kogoś, kto pada ofiarą swej przeszłości, próbując od niej uciec.
Znajdziemy tu nową wersję mitu Edypa, jak również przejmujący obraz sytuacji
człowieka w świecie zdominowanym przez współczesną cywilizację.
Jako inżynier, Walter Faber nie wierzy w przypadki. Wierzy w
matematykę i rachunek prawdopodobieństwa.
Jako mężczyzna, Walter Faber nie wierzy w małżeństwo. Bycie
w nieformalnym związku mu wystarcza i za nic ma oczekiwania partnerki. Słowo:
miłość pobudza jego pamięć i przypomina o przedwojennej młodości, o uczuciach
do pięknej pół-Żydówki, pół-Niemki i własnym tchórzostwie.
Jako człowiek, Walter Faber wydaje się być mdły i nudny.
Jeździ to tu, to tam, żeby nadzorować montaż maszyn i tak się już do tych podróży
przyzwyczaił, że egzotyczne nazwy nie wywołują w nim nawet najmniejszego
dreszczyku ekscytacji.
Przymusowy pobyt na meksykańskiej pustyni i rozmowy z
przygodnym towarzyszem podróży to początek przemian Fabera, które zaskoczą
nawet jego. Dzień po dniu nastawienie tytułowego bohatera do życia zaczyna
ulegać zmianie. Gotów jest opóźnić służbową podróż, aby odnaleźć przyjaciela
sprzed lat. Wędrówka zmienia się w awanturniczą wyprawę. Potem nadchodzi
kolejna zmiana, i kolejna... A przecież życie Waltera Fabera wcale nie zmienia
się przez to na lepsze. Owszem, może zaczyna odczuwać bardziej, inaczej
postrzega świat wokół siebie, ale jednocześnie ściąga nieszczęście na te, które
kocha.
Język Fabera, kiedy czytamy jego notatki, jest przeciętny,
nawet ubogi, trąci banalnością. Łatwo to usprawiedliwić, bo przecież Faber jest
inżynierem, nie żadnym literatem. Acz wraz z rewizją postrzegania świata, słowa
Szwajcara nabierają innego rytmu, stają się bardziej poetyczne, bardziej
emocjonalne. Istotne jest to, że Irenie Krzywickiej udało się doskonale oddać
niuanse związane z przemianą Fabera. Ta towarzyszka życia Tadeusza
Boya-Żeleńskiego, pod koniec lat pięćdziesiątych była attaché kulturalnym w
Szwajcarii i dokonując tłumaczenia „Homo Fabera” miała możliwość częstych
konsultacji z Maksem Frischem. Taka dogodna, zarówno dla pisarza, jak i
tłumacza sytuacja zdarza się nadzwyczaj rzadko. Tymczasem właśnie dzięki
rozmowom udało się pani Krzywickiej „nie zabić” przekładu, nie uczynić z
powieści Frischa zwykłego reportażu z podróży.
Polecam.
Moja ocena: 5.5
* * *
Frisch
Max; Homo Faber;
(...) nie można sobie samemu powiedzieć dobranoc –
Czy to jest powód, żeby się żenić?
Czy to jest powód, żeby się żenić?
Frisch
Max; Homo Faber;
(...) mężczyzna chce, żeby kobieta była tajemnicza, żeby go jego własne niezrozumienie podniecało i uwznioślało. (...) mężczyzna jest wsłuchany tylko w siebie, dlatego życie kobiety, która chce być zrozumiana przez mężczyznę, musi być spartaczone. Mężczyzna siebie uważa za pana świata, a kobietę tylko za swoje zwierciadło! Pan nie potrzebuje uczyć się mowy swego poddanego, a kobieta musi nauczyć się mowy swego pana, choć to jej nic nie daje, przeciwnie, uczy się języka, w którym jej się zawsze odmawia racji.
(...) mężczyzna chce, żeby kobieta była tajemnicza, żeby go jego własne niezrozumienie podniecało i uwznioślało. (...) mężczyzna jest wsłuchany tylko w siebie, dlatego życie kobiety, która chce być zrozumiana przez mężczyznę, musi być spartaczone. Mężczyzna siebie uważa za pana świata, a kobietę tylko za swoje zwierciadło! Pan nie potrzebuje uczyć się mowy swego poddanego, a kobieta musi nauczyć się mowy swego pana, choć to jej nic nie daje, przeciwnie, uczy się języka, w którym jej się zawsze odmawia racji.
Frisch
Max; Homo Faber;
Co Ameryka może ofiarować: komfort, najlepsze instalacje na świecie, ready for
use, świat jako zamerykanizowana próżnia, gdzie się zjawia, wszystko jest
highway, świat jako dwustronna ściana do nalepiania plakatów, miasta, które nie
są miastami, iluminacja, następnego dnia widzi się puste rusztowania, zgiełk,
wszystko infantylne, reklama optymizmu jako neonowa tapeta chroniąca przed nocą
i śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz