piątek, 25 kwietnia 2014

Max Frisch „Homo Faber”

Max Frisch, Homo Faber, Muza, Warszawa 2000, 225 s.

„Homo Faber” to powieść o sprawach miłości i śmierci, to historia kogoś, kto pada ofiarą swej przeszłości, próbując od niej uciec. Znajdziemy tu nową wersję mitu Edypa, jak również przejmujący obraz sytuacji człowieka w świecie zdominowanym przez współczesną cywilizację.


Jako inżynier, Walter Faber nie wierzy w przypadki. Wierzy w matematykę i rachunek prawdopodobieństwa.
Jako mężczyzna, Walter Faber nie wierzy w małżeństwo. Bycie w nieformalnym związku mu wystarcza i za nic ma oczekiwania partnerki. Słowo: miłość pobudza jego pamięć i przypomina o przedwojennej młodości, o uczuciach do pięknej pół-Żydówki, pół-Niemki i własnym tchórzostwie.
Jako człowiek, Walter Faber wydaje się być mdły i nudny. Jeździ to tu, to tam, żeby nadzorować montaż maszyn i tak się już do tych podróży przyzwyczaił, że egzotyczne nazwy nie wywołują w nim nawet najmniejszego dreszczyku ekscytacji.
Przymusowy pobyt na meksykańskiej pustyni i rozmowy z przygodnym towarzyszem podróży to początek przemian Fabera, które zaskoczą nawet jego. Dzień po dniu nastawienie tytułowego bohatera do życia zaczyna ulegać zmianie. Gotów jest opóźnić służbową podróż, aby odnaleźć przyjaciela sprzed lat. Wędrówka zmienia się w awanturniczą wyprawę. Potem nadchodzi kolejna zmiana, i kolejna... A przecież życie Waltera Fabera wcale nie zmienia się przez to na lepsze. Owszem, może zaczyna odczuwać bardziej, inaczej postrzega świat wokół siebie, ale jednocześnie ściąga nieszczęście na te, które kocha.
Język Fabera, kiedy czytamy jego notatki, jest przeciętny, nawet ubogi, trąci banalnością. Łatwo to usprawiedliwić, bo przecież Faber jest inżynierem, nie żadnym literatem. Acz wraz z rewizją postrzegania świata, słowa Szwajcara nabierają innego rytmu, stają się bardziej poetyczne, bardziej emocjonalne. Istotne jest to, że Irenie Krzywickiej udało się doskonale oddać niuanse związane z przemianą Fabera. Ta towarzyszka życia Tadeusza Boya-Żeleńskiego, pod koniec lat pięćdziesiątych była attaché kulturalnym w Szwajcarii i dokonując tłumaczenia „Homo Fabera” miała możliwość częstych konsultacji z Maksem Frischem. Taka dogodna, zarówno dla pisarza, jak i tłumacza sytuacja zdarza się nadzwyczaj rzadko. Tymczasem właśnie dzięki rozmowom udało się pani Krzywickiej „nie zabić” przekładu, nie uczynić z powieści Frischa zwykłego reportażu z podróży.
Polecam.
Moja ocena: 5.5

* * *

Frisch Max; Homo Faber; (...) nie można sobie samemu powiedzieć dobranoc –
Czy to jest powód, żeby się żenić?
Frisch Max; Homo Faber;
(...) mężczyzna chce, żeby kobieta była tajemnicza, żeby go jego własne niezrozumienie podniecało i uwznioślało. (...) mężczyzna jest wsłuchany tylko w siebie, dlatego życie kobiety, która chce być zrozumiana przez mężczyznę, musi być spartaczone. Mężczyzna siebie uważa za pana świata, a kobietę tylko za swoje zwierciadło! Pan nie potrzebuje uczyć się mowy swego poddanego, a kobieta musi nauczyć się mowy swego pana, choć to jej nic nie daje, przeciwnie, uczy się języka, w którym jej się zawsze odmawia racji.

Frisch Max; Homo Faber;
Co Ameryka może ofiarować: komfort, najlepsze instalacje na świecie, ready for use, świat jako zamerykanizowana próżnia, gdzie się zjawia, wszystko jest highway, świat jako dwustronna ściana do nalepiania plakatów, miasta, które nie są miastami, iluminacja, następnego dnia widzi się puste rusztowania, zgiełk, wszystko infantylne, reklama optymizmu jako neonowa tapeta chroniąca przed nocą i śmiercią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz