Dorota Sumińska, Autobiografia na czterech łapach,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, 356 s.
Barwne anegdoty, dramatyczne zwroty akcji i zabawne
zdarzenia rodzinne tworzą malowniczą sagę, w której zwierzęta i ludzie grają
pierwszoplanowe role. Historia zaczyna się na Wołyniu, gdzie pradziadek
autorki, hrabia Adam Halka Ledóchowski, zakochany od pierwszego wejrzenia w
pięknej Tatarce, porywa ją i poślubia. Wbrew konwenansom, w imię romantycznej
miłości i wspólnej pasji do koni, żyją długo i szczęśliwie dając początek
dynastii, ludzi mądrych, pełnych fantazji i wielkich miłośników zwierząt.
Zagłębiając się w rodzinną sagę Doroty Sumińskiej, poznajemy również pokolenia
zwierzęcych towarzyszy rodziny.
Zarówno ta część autobiografii, jak i kontynuacja, rzuciły
mi się w oczy kiedy byłam w bibliotece. Kiedyś już słyszałam nazwisko Doroty
Sumińskiej, więc zdecydowałam się bez zbędnych wahań.
Książka obowiązkowa nie tylko dla miłośników zwierząt. Dorota
Sumińska pisze o przeszłości swojej rodziny w sposób szczególny, bowiem chociaż
opowiada o swoich antenatach, o rodzicach i w końcu o swoim życiu, to głównymi
bohaterami i tak są zwierzęta: konie, krowy, jeże, węże, myszy, trafiają się
nawet wielbłądy, ale przede wszystkim: psy i koty. O czworonogach, które na co
dzień są naszymi towarzyszami pisać interesująco jest o wiele łatwiej niż o
takich krowach na przykład, prawda? A Dorota Sumińska swe wspomnienia zaczyna
od opowieści o krowie właśnie, ulubienicy swojej prababki. Aza, tak się owa
obficie obdarowująca mlekiem krowa nazywała, chodziła w biustonoszu chroniącym
jej cenne wymię i mogła spacerować wszędzie: skubać kwiaty z gazonu lub
odwiedzać jadalnię. I nikt nie mógł o niej powiedzieć złego słowa. Dalej pani doktor
Sumińska barwnie opowiada o pradziadkowych koniach (Arabach), wilczycy dziadka
Piotra – Torze, wychowanej przez psy, krzyżówkach swego ojca Edwarda
Sumińskiego, który „pracował” nad żubroniami, wreszcie opisuje swoje lepsze i
gorsze wybory, gdzie w tle zawsze były zwierzęta. Niewątpliwie największym z
nich (zwierzęciem, nie: wyborem) był osiemdziesięciokilowy owczarek izerski,
pies Ciaposław – wynik skrzyżowania owczarka kaukaskiego, bernardyna i owczarka
podhalańskiego: wielki, silny i niezwykle czuły, przybrany ojciec Drapka,
którego Dorota Sumińska znalazła jako pięciotygodniowe nieszczęście na
śmietniku w Topolinie.
Takich opowieści – pogodnych i smutnych, w autobiografii
jest mnóstwo. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę, na styl i język pisania o
czworonogach. Dorota Sumińska uwrażliwia czytelnika na indywidualność tak
psich, jak i kocich charakterów. Podobnie rzecz ma się i z innymi zwierzętami.
Niektóre są złośliwe z natury, chociaż chowane były od maleńkości w kochających
domu, inne są ufne pomimo doznanych krzywd. Wszystkie jednak czują i nie wolno
traktować ich jak zabawki czy maskotki. Zdolności gawędziarskie Dorota Sumińska
odziedziczyła prawdopodobnie po dziadku (tym od wilczycy), bo autobiografia
pełna jest anegdot i wspomnień ukazanych niby w lekkim stylu, ale przecież
mówiących o sprawach ważnych.
Wielkim plusem książki pani doktor jest duża ilość zdjęć. Te
najstarsze przedstawiają pradziadka Ledóchowskiego, te najnowsze – wszystkie zwierzęta
przygarnięte przez Dorotę Sumińską. A po drodze pojawia się i młoda studentka
weterynarii, i panna młoda, i mama ślicznej córeczki.
Spotkałam się z opinią, że pani Sumińska jest tak zakręcona
na punkcie zwierząt, a z ludźmi nie zawsze jej wychodzi. Nie mnie oceniać
nikogo, ale tyle jest wokół okrucieństwa wokół zwierząt, tyle bezmyślności, że
osoby pokroju doktor Sumińskiej są jak najbardziej potrzebne. Jej słowa, apele
i działalność, gdzie priorytetem są zwierzęta i mądra miłość do nich.
Moja ocena: 5
* * *
Sumińska Dorota; Autobiografia na czterech łapach;
Nasze życie warte jest tyle, ile dobrego zrobiliśmy dla innych. Warte jest tyle, ile dostało uśmiechów, okrzyków szczęścia, zamerdań ogonem, wymruczanych piosenek i uratowanych nawet malutkich, tycich żyć. Tak uważam.
Nasze życie warte jest tyle, ile dobrego zrobiliśmy dla innych. Warte jest tyle, ile dostało uśmiechów, okrzyków szczęścia, zamerdań ogonem, wymruczanych piosenek i uratowanych nawet malutkich, tycich żyć. Tak uważam.
Sumińska Dorota; Autobiografia na czterech łapach;
Sposób na życie to nie zawieść ufności tych, którzy od nas zależą. Jeśli doszłoby do sytuacji, w której nie byłoby ratunku dla moich zwierząt i miałoby je spotkać śmiertelne cierpienie, wolałabym wcześniej je uśpić — poddać eutanazji. Tak bym zrobiła. W takich sytuacjach w przypadku zwierząt jest to najuczciwszy wybór.
Sposób na życie to nie zawieść ufności tych, którzy od nas zależą. Jeśli doszłoby do sytuacji, w której nie byłoby ratunku dla moich zwierząt i miałoby je spotkać śmiertelne cierpienie, wolałabym wcześniej je uśpić — poddać eutanazji. Tak bym zrobiła. W takich sytuacjach w przypadku zwierząt jest to najuczciwszy wybór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz