Lisa Jackson, Kręte ścieżki, Amber, Warszawa 2012, 476 s.
Detektyw Montoya widział niejedno, ale zbrodnia w
nowoorleańskiej katedrze jest przerażająca. Ofiara to młoda zakonnica, lecz
jeszcze bardziej szokujące jest to, że Montoya rozpoznaje w niej swoją miłość
sprzed lat. Dlaczego wstąpiła do klasztoru? I dlaczego w chwili śmierci miała
na sobie starą ślubną suknię?
Valerie Hudson, siostra zamordowanej, to jedyna osoba, która może pomóc rozwiązać zagadkę. Ale morderca wie równie dobrze, że Valerie jest kluczem do tajemnicy tej zbrodni. I sięgającego w przeszłość ponurego sekretu klasztoru…
Valerie Hudson, siostra zamordowanej, to jedyna osoba, która może pomóc rozwiązać zagadkę. Ale morderca wie równie dobrze, że Valerie jest kluczem do tajemnicy tej zbrodni. I sięgającego w przeszłość ponurego sekretu klasztoru…
Czasami jest tak, że opis książki bywa ciekawszy niż jej
treść. Klasztor o surowej regule, śmierć zakonnicy ubranej w suknię ślubną i
starsza siostra uwikłana w śledztwo – zapowiadało się ciekawie.
Ale już od pierwszych stron wiedziałam, że to nie jest
książka dla mnie. Im bardziej zaś brnęłam w fabułę, tym bardziej umacniałam się
w swojej opinii. Ciekawy pomysł to nie wszystko, bowiem podanie tego w iście
harlequinowskim sosie, uczyniło książkę mało strawną.
Najbardziej irytująca jest główna bohaterka – Valerie
Hudson, była policjantka, obecnie współprowadząca pensjonat w Nowym Orleanie i
przeżywająca dramat po rozstaniu z superprzystojnym teksańskim mężem,. Mężem,
który uwodził młodszą siostrę żony i chociaż twierdził, że było dokładnie
odwrotnie, to przecież siostra nie kłamie, prawda? Nie zrobiłaby tego, nie
rzucałaby się na zajętego faceta.
Dziwnym zbiegiem okoliczności mąż postanawia odzyskać
uczucia Valerie w dniu, kiedy siostra ginie. Do tego zjawia się detektyw
Montoya, który znał ofiarę, znał Valerie i jak się okazuje, znał też inne
zakonnice, kiedy jeszcze całe towarzystwo chodziło do liceum. Zamiast oddać
śledztwo komuś innemu, Reuben Montoya postanawia dalej chodzić po korytarzach ponurego
budynku i przesłuchiwać świadków. Zakonnice tymczasem są w poważnym niebezpieczeństwie,
giną albo pozostają zaginione; wszędobylska Valerie, której myśli zaprząta
wizyta męża dzielnie wsadza swój nos we wszystkie sprawy i stara się zrozumieć,
dlaczego umierają młode dziewczyny.
Styl pisania Lisy Jackson jest rozwlekły, to znowu
nieznośnie naiwny. Valerie nie ma w sobie nic z byłej policjantki. Nie chodzi
nawet o brak profesjonalizmu, ale autorka nie umiała poradzić sobie z
większością postaci! Valerie jest papierowa do bólu i chociaż Jackson stara się
uczynić ją interesującą i dzielną kobietą, to odmalowuje raczej słabą kobietkę
wciąż zakochaną w swoim byłym. Poczynania detektywa Montoi i jego partnera
Bentza gdzieś w tym wszystkim nikną, dopóki nie pojawi się wielki spoiler w
odniesieniu do pierwszej części cyklu opowiadającego o obu policjantach. Po
lekturze „Krętych ścieżek” spokojnie można sobie darować czytanie „W afekcie”,
bo czytelnik zostaje oświecony, co do osoby i charakteru mordercy. Błąd to
niewybaczalny, żeby tak zdradzać zakończenie innej powieści.
Przyznać muszę, że po czytaniu w męczarniach nudy i
irytacji, koniec zaskoczył mnie pozytywnie. I nie dlatego że mogłam odłożyć
książkę, ale dlatego że pomysł pani Lisa Jackson miała naprawdę dobry. Wreszcie
porzuciła kwestie erotycznych damsko-męskich uniesień i zajęła psychologią
postaci. Udało się jej w finale ukazać złożoność, hipokryzję i jednocześnie
wielki ból jednej z bohaterek.
Ja tej pani już podziękuję, bo to absolutnie nie mój styl,
ale może czytelnikom, którym styl romansu nie przeszkadza, czy wręcz – lubią
takie książki, twórczość Jackson powinna się spodobać. Ja mam alergię na
wszelkie miłości, z opisami ekstazy i namiętności włącznie.
Moja ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz