wtorek, 29 kwietnia 2014

Stephen King „Dallas ’63”

Stephen King, Dallas ’63, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, 859 s.

Najnowsza powieść Stephena Kinga „Dallas ’63” odwołuje się do klasycznego motywu literatury fantastycznej, czyli podróży w czasie. Korzystając z tajemniczego portalu, główny bohater opowieści cofa się do 1958 roku i podejmuje próbę powstrzymania zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy'ego.
„Dallas ’63” to hołd złożony prostszym czasom i poruszająca opowieść pełna gwałtownie narastającego suspensu, to Stephen King w swoim najlepszym epickim wydaniu.

Kiedy na polskim rynku pojawiło się „Dallas ’63”, w ślad za książką posypały się entuzjastyczne recenzje. Czytając opis o „tajemniczym portalu” zastanawiałam się, jak coś takiego może zachwycać. Po raz kolejny nie doceniłam geniuszu Stephena Kinga. Ten gość nawet z ulotki środka na przeczyszczenie stworzyłby fascynujące opowiadanie, tym bardziej zaś błysnął tworząc powieść (grubą powieść, które u Kinga uwielbiam) z gatunku historycznej fikcji.
Dzięki „króliczej norze” King wprowadza czytelnika w świat przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, czasów kiedy można było palić wszędzie, ludzie nie zamykali domów na kilka mosiężnych zamków, a obcy nie kojarzył się jednoznacznie z niebezpieczeństwem. Żeby nie było zbyt pięknie, są to również czasy rasizmu, strachu przed „wielkim bum” i komunistami.
Świat i ludzie wykreowani przez Kinga są tak interesujący, opisani tak lekko, a jednocześnie z takim znawstwem charakteru, psychologii i szczegółów historycznych, że „Dallas ’63” czyta się niesamowicie szybko. Objętość nie nuży. Pojawiający się na drodze Jake’a Eppinga bohaterowie i wynikające z tych spotkań sytuacje są napisane w tak naturalny sposób, jakby King to wszystko widział, przeżył i opisał. Co ciekawsze, w pewnym momencie spotykamy nawet starych znajomych z „Tego”, bowiem Epping trafia do Derry w niedługi czas po tym, kiedy grupa dzieciaków pokonała TO. Jest w „Dallas ’63” i historia obyczajowa typu: facet spotyka dziewczynę i się w sobie zakochują, i pomniejsze próby zmiany przeszłości. Już na tych przykładach Epping przekonuje się, że „efekt motyla” wcale nie jest tylko hipotetyczną anegdotą dotyczącą chaosu deterministycznego.
Można się z Kingem zgadzać albo nie odnośnie tego, czy Lee Harvey Oswald naprawdę był samotnym zamachowcem, który 22 listopada 1963 roku zabił prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Ale sytuacja, którą naszkicował i wykorzystał w książce brzmi spójnie. Grozę tamtych chwil szczególnie przeżywał Epping, który wiedział o zamachu na długo przed tym, nim Oswald postanowił tego dokonać. Przyjrzenie się z bliska mordercy i jego rodzinie, tego jak żyli w pierwszych miesiącach po przyjeździe ze Związku Radzieckiego, jak Oswald traktował swoją żonę i jak sam był traktowany przez matkę daje niepowtarzalny wgląd we fragment historii Stanów Zjednoczonych.
Przy całym kołowrocie, który zazwyczaj towarzyszy mojemu życiu: praca, dzieci i zwierzęta, czytać mogę tylko wieczorami, kiedy już moja mała słodko obok śpi, w nogach chrapie pies, a na brzuchu mruczy kot. „Dallas ’63” przeczytałam w pięć wieczorów. Pochłonęłam raczej, bo czułam się tak, jakbym przenosiła się w przeszłość razem z Eppingiem. I tylko finał jest stanowczo zbyt krótki, zbyt pośpieszny. Nie obraziłabym się za dodatkowe kilkadziesiąt stron.
Pierwszorzędna rozrywka. King w najlepszej formie.
Polecam.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz